Bezlitosne słońce wdarło się do sypialni Louis`a. Megan przetarła lekko oczy i usiadła na łóżku. Rozejrzała się po pokoju i uśmiechnęła się do siebie. Louis. Jej chłopak. Cudowny chłopak. Wstała z łóżka i poszła do łazienki, zabierając kilka rzeczy z walizki, którą za pewne rano przyniósł Lou z samochodu. Nie zamykała drzwi do łazienki, może to i dobrze. Gdy zaledwie ściągnęła szorty, w których spała dostała takiego bólu brzucha, że musiała przykucnąć. Oparła się plecami o kabinę prysznicową i skulona otoczyła kolana rękami. Odczekała chwilę i gdy myślała, że jej przeszło, próbowała wstać, co skończyło się poprzednią pozycją. Syknęła z bólu i nadal siedziała. Ciekawe jak teraz zejdzie na dół? Przecież w końcu musi wyjść z tej łazienki. Kolejne próby podnoszenia się kończyły się tym samym. Mocny ból, aż kół. Rozchodził się po całym brzuchu. Już miała krzyczeć po przyjaciółkę, która również została u chłopców, kiedy drzwi do łazienki się otworzyły. Zapomniała o zwyczaju chłopców, którzy to wchodzą do każdego pomieszczenia bez pukania. W drzwiach stał dość przestraszony Harry. Od razu podszedł do dziewczyny.
- Meg, co jest? - spytał, pomagając jej wstać, lecz gdy syknęła z bólu dał spokój.
- Nic wielkiego. To tylko brzuch. Zaraz przejdzie. - powiedziała wysilając się na uśmiech. Sztuczny, ale był.
- Nie kręć. Czekaj tu na mnie. Zaraz wrócę. - powiedział i wyszedł.
-Nigdzie się nie ruszam. - prychnęła i nadal kurczowo trzymała się za kolana.
Harry wrócił po kilku minutach taki sam jaki wyszedł z łazienki.
- Wstawaj, idziemy. - powiedział podchodząc do Meg.
- Jakbym mogła to bym wstała.
Musiał więc zrobić inaczej. Podszedł do przyjaciółki i wziął ją na ręce. Nawet się nie opierała, tylko skuliła się w sobie, by tylko mnie odczuwać ból. Zszedł powoli po schodach i zaniósł ją do salonu, gdy była rozłożona sofa, a na niej poduszki i duży koc. Położył ją na tym wszystkim a sam wyszedł do kuchni. Zrobił gorącej herbaty, zarówno sobie jak i jej i zwrócił z tym wszystkim do salonu. Podał kubek Meg i zaczął się jej przyglądać.
- Gdzie wszyscy? - spytała trzymając w dłoniach kubek z parującą herbatą.
- Lou poszedł z twoim psem. Chłopcy z Dominicą pojechali do sklepu.
- Dlaczego ty zostałeś?
Usiadł obok niej i objął przyjacielsko ramieniem.
- Chyba dobrze, że zostałem. Co się stało? Często cię tak boli? - spytał oczekując od przyjaciółki prawdy.
- Przecież mówiłam, że nic się nie stało. Tylko zwykły co miesięczny ból brzucha. To normalne.
Wzruszyła ramionami i dalej piła herbatę. Pogadali jeszcze chwilę o tym, że powinna iść z tym do lekarza i zasnęła.
Louis wszedł zadowolony do domu z pieskiem u nogi. Brutal się wyszalał w tym parku, może nie tylko on. Louis także był zmęczony i lekko brudny od mokrej trawy i błota. Zdjął zabłocone buty rzucając je gdzieś w kąt korytarza i wszedł dalej z brudnym psem.
- Jestem! - krzyknął i wszedł do łazienki na parterze. Włożył psa swojej dziewczyny do wanny, do której już nadal wody i jakiegoś pieniącego się płynu. Tym razem zaczął bitwę z tą zadowoloną kulką w wanie. Gdy tylko pies chciał wyjść z wanny Lou wkładał go do niej ponownie i za każdym razem zostawał ochlapany. Po dobrych piętnastu minutach wyszedł z łazienki puszczając już wytartego psa na łapki. Siebie też musiał porządnie wytrzeć, choć i tak jego koszulka była lekko mokra. Wszedł zadowolony do salonu, gdzie zastał tylko Harry`ego i Meg. Ten widok lekko go zaskoczył. Harry przytulał do swojego boku jego dziewczynę. Owszem byli przyjaciółmi, rozumiał, co nie znaczy, że nie może być zazdrosny, a był.
- Gdzie chłopaki i Dominica? - spytał podchodząc do sofy, na której aktualnie siedzieli.
- Wyszli. I chyba ja też powinienem. - Harry wstał, powoli wypuszczając Meg z objęć. Poczekał, aż dobrze usiądzie i dopiero wtedy wyszedł z pomieszczenia zostawiając parę samą.
- Dlaczego tak tu siedzieliście? - padło pytanie z ust Louis`a.
- Harry się po prostu martwił. - odpowiedziała zmieniając pozycję, tak, by mniej ją bolało.
- Martwił się? Co się stało? - usiadł obok dziewczyny i ujął jej dłoń w swoją. - Boli cię coś?
- Zaledwie brzuch. Loui to drobnostka, zaraz przejdzie, zobaczysz. - powiedziała podnosząc się lekko.
- Jakoś się nie zapowiada. - przeniósł rękę na jej policzek. - Aż tak bardzo cię boli?
- Ile razy mam wam powtarzać, że to zaraz przejdzie? Nie raz już tak miałam i przeżyłam. Teraz też tak będzie. Nie dramatyzujcie.
- Po prostu się martwię. - pogładził ją po policzku i delikatnie pocałował w czoło. Po chwili już oboje leżeli pod kocem oglądając powtórki seriali. Za każdym razem kiedy ból się nasilał zaciskała ręce na jego przedramieniu, a on delikatnie rozmasowywał skurczony brzuch. Jego troska przechodziła wszystko. Tak bardzo się o nią martwił. Chciałby by nigdy nie cierpiała. Chciał ją bronić przed każdym złem tego świata. Niestety to niemożliwe.
Gdy reszta już wróciła do domu, Meg czuła się dobrze, z czego Lou był bardzo zadowolony. Siedzieli na jednym fotelu. On rozłożony na nim z nogami wyciągniętymi pod sam szklany stół. Ona siedząca mu na kolanach i kurczowo trzymająca się jego szyi. Lubiła pozycje w jakiej się znajdowali. Zawsze gdy coś ją nudziło na ekranie telewizora, mogła wtulać się w ciało chłopaka. Właśnie zawzięcie wyczekiwali meczu. Nie tyle co wszyscy, ale na pewno Megan z Dominicą i Niall`em. Reszta siedziała, bo nie miała nic lepszego do roboty. Mecz Brazylia - Rosja. Dziewczyny kibicowały swojemu ulubionemu zespołowi Brazylii, natomiast Niall był za wygraną Rosji. Rozsiedli się wygodnie i czekali na wyjście piłkarzy na murawę. W końcu wyszły obydwa zespoły. Rosja w czerwonych strojach, bramkarz w barwach niebieskich. Reprezentacja Brazylii ukazała się w żółtych koszulach i niebieskich spodenkach. Ich bramkach natomiast miał na sobie strój w kolorze szarym. Hymny. Przywitanie się z przeciwnikami i pierwszy gwizdek. Od pierwszego kopnięcia piłki trójka przyjaciół patrzyła jak zahipnotyzowana.
- Zakład? - Niall przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu.
- Czemu nie? - Dominica od razu się zgodziła, tak samo jak i Meg. - O co?
- Przegrany stawia obiad. Wszystkim.
- Nie ma sprawy. Jak obstawiasz? - spytała Meg śledząc uważnie grę zawodników.
- 2:0 dla Rosji, jak nic. - Niall był pewny swego.
- Jak dla mnie 3:1 dla Brazylii. - Dominica postawiła swoją teorię.
- Nie ma co. Nie znacie się. 3:2 z płatka. Oczywiście dla Brazylii. Neymar jakby chciał to by rozwalił ich bardziej, ale coś czuję, że to jest ten jeden z gorszych dni. - powiedziała Meg patrząc na piłkarza.
- Już tak nie chwal, nie chwal. Nie znasz, a przechwalasz. - Niall nie dawał za wygraną, był za drużyną Rosji i chciał to właśnie pokazać.
- A skąd wiesz, że nie znam? - Meg także nie ustępowała.
- A znasz? - spytał zdziwiony.
- Jakbym nie znała, to bym nie tego nie mówiła, prawda?
- Udowodnisz? - spytał.
- Po meczu. - wzruszyła ramionami i ponownie jej wzrok spoczął na napastniku drużyny Brazylii.
Cały mecz przekomarzali się kto wygra, a kto jednak nie. Okazało się, że najlepszym obstawionym wynikiem był wynik Meg. Zadowolona z owego zwycięstwa klasnęła w dłonie i wstała z kolan Lou.
- To kiedy stawiasz ten obiad? Oczywiście z Dominicą na pół, ona także przegrała.
- Jutro. Chcę mieć to z głowy. - Niall wstał machając ręką. Zaśmiała się.
- Pracuje do 15. Czyli o 17 w Nandos?
- Jak najbardziej.
Zrobiło się dość późno, a nie chciały kolejnej nocy spędzać u chłopaków, więc pożegnały się i zabierając psa wyszły z domu. Dominica już siedziała w samochodzie, kiedy do Megan podszedł Lou.
- Może pojechałbym jednak z wami? Tak na wszelki wypadek.
- Loui, czuje się już dobrze, ale twoja obecność nigdy mi nie zawadza. Powiedz tylko chłopakom. Czekamy w samochodzie.
Jest świetny .Kocham Louisa i Megan <3 Pisz dziewczyno ,pisz .Czekam na następny :3
OdpowiedzUsuńhmm .. rozdział mi się podoba. nie myślałam, że pojawi się tu tak szybko. świetnie opisałaś początek, naprawdę wyobraziłam sobie tą dziewczynę. no i noc z Lou coś mi się wydaje, chociaż może się mylę. to, że dobrze piszesz wiesz, bo mówiłam Ci parę razy wcześniej. o tym, że posiadasz talent, którego za żadne skarby nikomu nie oddawaj, też Ci mówiłam. słowa dotyczące Twoich rozdziałów mi się skończyły
OdpowiedzUsuńx
Dobra, teraz to już na serio nie wiem co mam napisać. Ale wiem za to jedno. A mianowicie, że mogłabyś napisać książkę. Obojętnie o czym. Natet o czirliderce, która zakochuje się w jakimś kujonie. Obojętnie, bo to i tak byłby bestseller. Bo masz niezwykły dar do pisania. To wiem na pewno.
OdpowiedzUsuńJ. < 33
Świetny < 33 Masz talent ; ) Czekam na next'a ! ; **
OdpowiedzUsuńMmmm.. czuły i opiekuńczy Lou kocham. dajcie mi takiego na urodziny :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetnyy:D
Kieedy następny :D :*?
-Iza. xx
Meg&Lou <3 kocham
Dobry ! Słodziaki z nich xoxo
OdpowiedzUsuńKocham Cię . :D
OdpowiedzUsuńDodaj szybko następny !
Przeczytałam rozdział już wczoraj, ale postanowiłam się z nim "przespać". Wróciłam tu dziś, przeczytałam ponownie i jestem gotowa wyrazić swoje zdanie! Oczywiście jak najbardziej pochlebne, inne nie mogłoby być. Podoba mi się ta scena, w której opisałaś jak przyjaciele oglądają mecz. Meg oczywiście trafiła w dziesiątkę z wynikiem. Lou jest taki troskliwy.. uwielbiam go takiego. Jestem za tym, by ta dwójka spędzała ze sobą jak najwięcej czasu. Wciąż mi mało opisów dotyczących ich bliskości i związku. Rozkoszujesz mnie bez opamiętania w tym opowiadaniu xx
OdpowiedzUsuńjak zwykle świetny rozdziaał .! <3
OdpowiedzUsuńMarta ~:)