poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział 17.

 Dedykacja dla Marty, która miauczy mi ciągle o nowy rozdział <3 
Głupolu, masz! <3


- Nigdy więcej nie idę z tobą na żadne spotkanie z klientami. - zwróciła się do Alex`a.
- Daj spokój, Meg. Przynajmniej było zabawnie. - zaśmiał się, a ona wraz z nim. Musiała przyznać, że nieźle się uśmiali. Dobrze, że ta kobieta, która do nich przyszła była młoda.
- Podwieźć cię gdzieś? - spytała otwierając drzwi od samochodu.
- Spokojnie przejdę się. - powiedział coraz bardziej odchodząc od dziewczyny. - Ale za to przyjedziesz po mnie jak będziemy jechać do hurtowni. - puścił oczko i odszedł. Meg wsiadła do samochodu i wyjechała z parkingu. Po drodze zajechała jeszcze do kwiaciarni by zdać relacje szefowej i już mogła jechać do domu. Zaparkowała na podjeździe własnego domu. Wyszła z samochodu zabierając ze sobą torebkę i kwiaty, które dzisiaj dostała. Weszła do domu i od razu usłyszała śmiechy przyjaciół. Przynajmniej dobrze się bawili. Po zdjęciu nakrycia i butów weszła do kuchni, z której dochodziły głosy.
- Cześć. - przywitała się z nimi, szukając czegoś w co mogła wstawić kwiaty.
- Szybko wróciłaś. - powiedziała Dominica.
- Szybko nam zeszło. Może dlatego, że nie byłam sama. - powiedziała wzruszając ramionami.
- Nie byłaś sama? - Harry poruszał brwiami.
- No przecież mówię. Alex mi towarzyszył. - zajrzała jeszcze do garnka i odwróciła się w stronę przyjaciół.
- Ah, Alex. Ten pedałkowaty przystojniak, który kiedyś się do ciebie przystawił. No to na pewno było miło. I ładne kwiaty. Pewnie od niego. - Harry gniewnie spoglądał na przyjaciółkę.
- O co ci chodzi? - czepiał się bez powodu. - A nawet jeśli te kwiaty by były od niego to tobie nic do tego, okej? Nie jesteś kimś kto musi mnie pilnować, więc ...
- Ale jesteś z moim przyjacielem i na pewno nie będzie cierpiał z jakiegokolwiek powodu, a na pewno nie przez ciebie. Nie po raz drugi. - ta dwójka coraz to bardziej nakręcała się do kłótni, a Dominica tylko słuchała co mają sobie do powodzenia.
- Widzę, że teraz to wszystko jest moja wina. Miło wiedzieć, że tak sądzisz. - powiedziała i wszyła z kuchni, by po chwili znaleźć się w pokoju na piętrze.
- Harry. - zaczęła Dominica. - Przesadziłeś i dobrze o tym wiesz.
- Ale ...
- Nie ma żadnego ale, Styles! Przecież sam chciałeś ich dobra, a teraz sam się z nią kłócisz o byle gówno, o jakieś zwykłe kwiaty. A nawet nie wiesz od kogo one są. - Dominica podeszła do wiązanki i wyjęła z niej malutki bilecik. Podała go Harry`emu. - Czytaj.
Harry ujął kawałek kartki w dłoń i zaczął czytać na głos.
- Ładne kwiaty, prawda? Wiem, że jesteś fanatyczką lilii. A one są pawie tak piękne jak Ty. Czekam na Ciebie w domu. Twój Lou. Xx.
- Widzisz?! Nie można było zajrzeć tam od razu.
- Dominica ...
- Wiesz, w kawiarni byłeś opanowany i delikatny. Wyczułam to. A teraz?! Jeśli nie postarasz się jej przeprosić, nie będziesz tu mile widziany. - powiedziała i także wszyła z kuchni. - Żeby osądzać o coś kobietę, za jakieś chore kwiatki, paranoja.
          Kończyła kolejny projekt , którego i tak nikt nie zobaczy. Robiła to dla siebie. Lubiła siadać przy swoim biurku, w pokoju, zaraz przy oknie, gdzie miała widok na swój ogórek, który sama urządziła. Dlatego właśnie w wolnych chwilach zajmowała się projektowaniem ogrodów czy malutkich parków. Zawsze miała opisane wszystko w najmniejszym szczególe. Tym razem kończyła wymierzać na kartce miejsce na altankę, którą miała postawić w centrum ogrodu. Sama marzyła o takim ogrodzie. Zaraz przy wyjściu z domu ścieżka prowadząca do altanki, gdzie na około rosłyby jej ulubione krzewy i malutkie ozdobne drzewka. Niedaleko wyjścia na taras była by piaskownica, a w niej mnóstwo zabawek. Obok niej huśtawka i masa innych rzeczy dla jej dzieci. Tak. Marzyła o domu pełnym miłości. Z mężem i dwójką uroczych dzieci podobnych do taty. Zamyśliła się tak patrząc przez okno, że nawet nie usłyszała, że Lou wszedł do pokoju i stanął tuż za nią.
- O czym myślisz? - spytał cicho tuż przy jej uchu. Wzdrygnęła się, a on cicho się zaśmiał.
- I co mnie straszysz, Głupolu? - spytała odchylając głowę do tyłu. Wzruszył ramionami i cmoknął ją w czoło.
- Co takiego znowu nabazgrałaś? - spytał spoglądając na kartkę.
- Nic konkretnego. - położyła ręce na stole tak, by zakryć to co przed chwilą tam poprawiła.
- Jak zawsze. - powiedział kładąc się na łóżku, które znajdowało się zaraz obok łóżka.
- Właśnie. - potwierdziła i położyła się obok niego. Od razu objął jej ciało swoim silnym ramieniem. By było jej wygodniej położyła głowę na jego klatce piersiowej.
- Wychodzimy gdzieś wieczorem? - spytał kreśląc bliżej nie określone wzroki na jej odkrytym ramieniu.
- Gdzie chcesz iść? - spytała unosząc głowę, by spojrzeć w jego oczy. - Nie możemy po prostu zostać w domu i czegoś razem obejrzeć?
- W zasadzie... czemu by nie. - znów cmoknął ją w czoło, a ona ponownie ułożyła głowę na jego torsie. Leżeli tak w ciszy, kiedy do pokoju wpadł nieproszony Harry.
- Meg. - wszedł do pokoju, nawet nie pytając o pozwolenie. - Chciałem...
- Wiem, ale nie. Nie będziesz wmawiał mi niczego, a szczególnie...
- Wiem, wiem. Przepraszam. Wiesz, że to tylko...
- Nie! To ty zawsze wiesz wszystko. - poderwała się z łóżka i wyszła z pokoju do łazienki, która znajdowała się tuż obok.
- O co chodzi? - Louis usiadł na łóżku patrząc uważnie na przyjaciela.
- Mała kłótnia. - powiedział unikając wzroku Lou.
- O co? Widać, że ją czymś na prawdę zdenerwowałeś. - oczekiwał szczerej odpowiedzi.
- Po prostu czepiałem się Alex`a i kwiatów. Myślałem, że to od niego. A na dodatek była z nim na spotkaniu. Zdenerwowałem się. Ja po prostu chcę dbać o was związek.
- Harry, to jest nasz związek. - powiedział Lou wstając z łóżka i poprawiając poduszki. - Damy radę sami o niego zadbać, bez twojej pomocy i bez jakichkolwiek kłótni o to. Więc proszę cię bardzo. Wyluzuj i zajmij się tym co masz na dole. Przecież masz starać się o Dominicę, prawda?
- Wybacz, ale wiesz, że lubię dbać o ciebie i o nią też. - powiedział stając bliżej drzwi i łapiąc za klamkę. - Przeproś ją ode mnie i powiedz, że nie będę się mieszał. - prawie zamykał już drzwi, gdy nagle odwrócił się i z uśmiechem powiedział. - A! I trzymaj za mnie trzymaj zawsze kciuki co do przyjaciółki twojej dziewczyny. - tym razem już wyszedł, a Lou skierował się do łazienki, w której była jego dziewczyna.
          Harry zszedł na dół i dosiadł się do dziewczyny, która bawiła się z pieskiem Megan.
- Byłem przeprosić. - powiedział patrząc na tą śliczną kuleczkę skaczącą po panelach.
- I czemu mi to mówisz? Chyba dobrze, że to zrobiłeś. - spojrzała na niego na chwilę przestając bawić się ze szczeniaczkiem.
- Nie chcę byś była na mnie zła. - również na nią spojrzał. Jego zielone tęczówki ją hipnotyzowały. Ulegała im. Ulegała jemu.
- Nie jestem na ciebie zła. - powiedziała podnosząc pieska z podłogi i kładąc sobie na kolana.
- Więc... udowodnij mi to.
- Jak? - zaśmiała się z jego miny. Nie przypuszczał, że zgodzi się na takie coś.
- Chodź ze mną na kolejny spacer. Muszę się jeszcze o tobie dużo dowiedzieć, a przy okazji możemy wyprowadzić tego małego urwisa. - poklepał Brutala po małym łebku i spojrzał na nią oczekując odpowiedzi.
- A jeśli zacznie padać?- zaczęła się z nim droczyć.
- Nie zacznie, ja już o to zadbam. - powiedział i wstał wyciągając do niej rękę. Pokiwała głową i ujęła ją. Dziesięć minut później wychodzili już z domu z psem Megan na niebieskiej smyczy.
          Cisza i spokój. To towarzyszyło parze, która siedziała na trasie. Siedzieli na dość dużej ławeczce. Louis wygodnie opierający się o ścianę domu, przy którym stała, a Meg pomiędzy jego nogami. Oparta o jego tors i otoczona ciepłymi ramionami, tak czuła się najlepiej. Ułożył swój podbródek na jej ramieniu.
- Meg? - szepnął jej do ucha. - Co byś powiedziała na jakiś wspólny wyjazd?
- Wyjazd? Teraz? - odwróciła się tak, że siedziała do niego przodem, a nogi miała oplecione wokół jego pasa. Lou objął szczelnie ramionami, by przypadkiem nie zsunęła się z jego kolan.
- Dzisiaj dzwonił do Liam`a menadżer. Dał nam wolne do końca miesiąca pod warunkiem, że napiszemy z dwa teksty na nową płytę. Od razu się zgodziliśmy na taki układ.
- A gdzie byś chciał pojechać? - położyła ręce na jego szyi. Zbliżyła się trochę i oparła swoje czoło o jego.
- Nieważne gdzie, ważne, że z tobą. - powiedział i delikatnie musnął jej wargi.
- Mówię poważnie. - odsunęła się od niego na tyle by móc dobrze patrzeć w jego cudowne oczy.
- Ja też. - uśmiechnął się.
- Marzą mi się jakieś ciepłe kraje. - przytuliła się do niego, kładąc głowę na jego ramieniu.
- O tak. - rozmarzył się. - Słońce, plaża i my. A w dodatku ty w stroju.- mogłaby przysiąc, że właśnie teraz poruszał brwiami jak zawsze to robi, kiedy ma nieczyste myśli.
- Rozmyśliłam się. - powiedział szybko, lecz po chwili wybuchła śmiechem słysząc jęk niezadowolenia.
          Harry z Dominicą siedzieli na jednej z ławeczek tuż przy domu chłopaków. Mieli zamiar do nich zajść, ale dopiero po tym, jak piesek się wyszaleje.
- Powiedz mi coś więcej o tobie. - powiedział Harry opierając się wygodniej o oparcie drewnianej, ciemnobrązowej ławki.
- Co konkretnego chcesz wiedzieć? - spytała patrząc uważnie na niego. - Może będzie lepiej jeśli będziesz pytał. 
I zaczęło się. Pytał prawie o wszystko. Dowiedział się najpotrzebniejszych mu rzeczy, które na pewno przydadzą mu się w działaniu co do tej ślicznej dziewczyny. Ona także pytała go o rzeczy, które dla innych byłyby błahe. Ale nie dla niej. Zawsze poznaje ludzie właśnie po takich nawet idiotycznych rzeczach. Ich zamiar pójścia do chłopaków spłynął sobie gdzieś, jak ostatni deszcz. Za bardzo wciągnęli się w rozmowę, że nawet zapomnieli o piesku Meg. 
          Miło jest patrzeć na miłość z boku. Gorzej jest się zakochać. A najgorzej jest być zakochanym w osobie, która nawet nie zdaje sobie z tego sprawy jakim ważnym uczuciem ją darzymy. Bezsens, a taki realny.

___________________
Witam kochani ; 3 
W końcu coś tu naskrobałam, ale jak nie wiem czy wam się spodoba. ; <
Wiem, że za bardzo skupiam się na nich, ale spokojnie. Na wszystkich przyjedzie czas. ;*
Kontakt ze mną : 11744685 <3

niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 16.

Opuścili Nandos zadowoleni a co najważniejsze najedzeni. Jeszcze przed posiłkiem stawianym przez Irlandczyka i Blondynkę chłopcy z radością rozdali kilkanaście autografów lub zapozowali do kilku zdjęć, w objęciach fanek jak i fanów. Tym razem ich droga powrotna trwała dłużej. Może było to spowodowane tym, że dziewczyny szły w dość wysokich butach co nie było dość wygodne, a może tym, że po prostu wszyscy byli wymęczeni. Na dodatek, tak dla gratisu do tego wszystkiego zaczął padać deszcz. I nie był to deszcz, gdzie spadło kilkanaście kropelek i koniec ulewy, lecz zanosiło się na coś większego. Nad całym Londynem wisiały ogromne wręcz granatowe chmury. Przyśpieszyli kroku znajdując się od domu chłopców zaledwie dwie przecznice. W połowie końcówki trasy na ich postacie zaczęły spadać coraz to większe kropelki deszczu. Dziewczyny w pośpiechu zdjęły swoje buty i resztę drogi pokonali w lekkim truchcie.
- O jak dobrze być w suchym i ciepłym domu. - Meg oparła się plecami o drzwi frontowe, które przed chwilą zamknęła. Cała siódemka stała przemoczona w korytarzu obciekając z wody. Megan miała na tyle dobrze, że suche ubrania mogła pożyczyć od Louis`a, który dbał o nią teraz bardziej niż zawsze. Dominica miała troszkę trudniej, ale przecież zawsze mogła poprosić o coś pozostałych chłopaków. Polubili się na tyle, że nie było by z tym najmniejszego problemu.
- Chodźcie się przebrać, nie mam zamiaru leżeć teraz chora. - powiedziała Megan i głośno kichnęła, na co reszta towarzystwa się zaśmiała. Pociągnęła roześmianego Lou za rękę i weszli po schodach, by znaleźć się w pokoju chłopaka. Reszta chłopców także się rozeszła, więc w korytarzu została Dominica i po chwili Harry, który wrócił się z kuchni. Przez chwilę stali patrząc się na siebie i nie nie mówiąc. Harry odchrząknął głośno i podszedł do niej bliżej.
- Jeżeli chcesz to mógłbym użyczyć ci swoje ciuchy. - powiedział przyglądając się jej. - Chociaż będę na ciebie dość za duże. Jesteś drobna.
Nie wiedział jak te zwykłe słowa wpłynęły na nią. Jego zachrypnięty głos działał na nią inaczej niż zawsze. Czyżby to była prawda? Czyżby na prawdę zakochała się w chłopaku nie dość, że młodszym od siebie to jeszcze prawie jej nie znanym. Istna paranoja, ale przecież miłość na tym właśnie polega, prawda?
- Jeśli mógłbyś. - odpowiedziała i spojrzała na jego twarz.
- Chodź. - wyciągnął rękę w jej stronę, którą z wahaniem ujęła. Dreszcz jaki przeszedł po jej ciele w momencie zetknięcia się ich rąk zapamięta do końca. Weszli po schodach zostawiając za sobą mokre ślady. Nie zbyt się tym przejmowali. Ktoś później i tak to posprząta. Już po chwili stali w przytulnym pokoju Harry`ego. Gdy ten szukał czego odpowiedniego dla niej w swojej szafie, Dominica podeszła do szafki po drugiej stronie pokoju. Przyjrzała się zdjęciom. Była na nich jego rodzina i chłopcy. W dwóch największych ramkach były dwa dla niego najważniejsze zdjęcia, na których znajdowały się osoby, na których mu zależy. W czerwonej prostokątnej ramce widniało zdjęcie, na którym znajdował się właśnie on w objęciach mamy i siostry. Był tam taki szczęśliwy i o wiele młodszy, aczkolwiek uroczy, jak teraz. Drugie zdjęcie przedstawiało cały zespół i Megan. Stali uśmiechnięci na tle jakiegoś budynku. Chłopcy strzelili głupie miny, a Meg stała szerokim uśmiechem z boku. Podniosła zdjęcie w niebieskiej ramce. Był na nim taki malutki. Uśmiechnęła się na widok słodkiego malucha.
- Byłem słodki. - powiedział stając tuż obok niej. Wzdrygnęła się, gdy usłyszała jego głos tuż obok siebie. Odwróciła się i stanęła z nim twarzą w twarz. Był troszkę wyższy, co wcale nie przeszkadzało im patrzeć sobie prosto w oczy.
- Gdyby tak spojrzeć to nadal jesteś. - powiedziała i dopiero po chwili dotarło do niej co tak na prawdę wypowiedziała. Oblała się rumieńcem, a poliki piekły ją od czerwoności.
- Nie tylko ja. - odpowiedział uważnie się jej przyglądając. - Jestem w stanie dać ci tylko to. - powiedział unosząc dłoń w której znajdowały się jakieś czarne spodnie dresowe i biała lekko wymięta koszulka na krótki rękaw.
- Jestem wdzięczna, że w ogóle coś mi pożyczasz. - powiedziała uśmiechając się lekko. Weszła do łazienki i od razu przemyła twarz lodowatą wodą. Jak ten chłopak na nią działał. To jest aż nierealne. Gdyby ktoś powiedział jej dużo wcześniej, że taka sytuacja kiedykolwiek zaistnieje wyśmiała by tą osobę, teraz myśli całkowicie inaczej. Zaledwie po kilku minutach wyszła z łazienki w ubraniach Styles`a. Dużo za duże dresy, gdzie krok miała prawie między kolanami i szeroka biała koszulka przesiąknięta jego zapachem. Przez pierwsze kilka sekund wdychała jego zapach, lecz po chwili opamiętała się i zeszła na dół. Pozostali siedzieli już w salonie, popijając coś gorącego z parujących kubków. Usiadła na jedynym wolnym miejscu obok Zayn i ujęła w dłonie jego kubek.
- Wiesz tak jakby to piłem. - powiedział patrząc na nią z uśmiechem.
- Sprawdzałam czy dobre. - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do Mulata.
Dziewczyny posiedziały jeszcze trochę z chłopakami, ale przecież kiedyś także trzeba posiedzieć w domu.
Kiedy były już w domu, Megan poszła do sypialni po wielki album i czekała, aż Dominica wyjdzie z kuchni z czymś gorącym do picia. Po chwili dosiadła się do niej z dwoma kubkami kakao.
- Co tam masz? - spytała kiedy siadała obok Meg.
- Coś co musisz zobaczyć. - otworzyła album na zaznaczonym miejscu i podała go Dominice. Przeglądała zdjęcia z uwagą i coraz to większym uśmiechem.
- A pokazałaś mi to ponieważ? - spytała, gdy już obejrzała ostanie zdjęcie na którym znajdował się Harry.
- Chciałam zobaczyć jak szczerzysz się do zdjęcia. - Megan zaczęła się śmiać na co Dominica szturchnęła ja w ramię. - No co?
- Jajco! Jeden do zera. - wytknęła jej język i wypiła resztę kakaa.
- A teraz tak na poważnie. - Meg usiadła przodem do przyjaciółki. - Powiedz mi co się dzieje.
Dominica dobrze wiedziała o co chodzi. Jej przyjaciółka zawsze wszystko zauważała, kiedy coś zmieniało się w jej życiu.
- Przyznaj mi rację i powiedz, że tak na prawdę podoba ci się Harry. - Megan chciała usłyszeć to od niej, a dobrze wiedziała, że tak jest.
- Dlaczego przed tobą nie da rady się nic ukryć, a szczególnie takich rzeczy? - Dominica z uśmiechem spojrzała na przyjaciółkę. - Ale co z tego, Megan co z tego, że to on mi się podoba. Zakochanie w jedną stronę? Nie lubię takich rzeczy. Nie chcę powtórki z rozrywki.
- Zdziwisz się jeszcze, kochana, oj zdziwisz się. -Meg puściła oczko do niej i wyszła do kuchni odstawiając tam brudny kubek do zlewu. Zostawiła ją samą w salonie z tysiącem myśli, w którym najczęściej krążył właśnie Harry.

Kolejny poranek w Londynie. To miasto czasami zaskakuje.Wczoraj lało jakby było oberwanie chmury, a dziś świeci słońce, które aż zaprasza na wyjście choć na krótki spacer. Ale chyba właśnie za to lubi się to miasto, jest inne, zaskakujące. Megan jak zwykle wstała wcześniej od przyjaciółki. Nawet jeżeli nie jechałaby by do pracy i tak wcześnie rano byłaby już na nogach. Jest po prostu do tego przyzwyczajona. Poranne czynności zajęły jej dość mało czasu jak na nią, dlatego miała jeszcze chwilę by porozmawiać z Dominicą.
- Więc, wychodzisz dzisiaj z Harry`m. - zaczęła nalewając sobie kawy do ulubionego kubka.
- Megan! Idziemy na kawę i to tylko dlatego, że ty idziesz do pracy. Po prostu nie chciał, żebym siedziała sama w domu.
- Nie zaprzeczaj sama sobie. - Meg pokiwała głową. - Dobrze wiem...
- Tak, ty wszystko dobrze wiesz, ale pozwól, że tym razem będzie po mojemu, okej? Idziemy na przyjacielską kawę i tak będzie bez żadnych ale.
- Okej, okej. - pani Tomlinson podniosła dłonie w geście poddańczym i wyszła z kuchni, by po chwili wyjść z domu.
- Ale i tak wiem, że chcesz czegoś innego, kochana! - krzyknęła jeszcze na odchodnym i wyszła szybko z domu, by nie słyszeć zaprzeczeń przyjaciółki.
- Co za kobieta. - powiedziała do siebie kończąc kawę. Teraz zostało jej tylko czekać na cudownego chłopaka w lokach.

Pukanie do drzwi i bieg dziewczyny po schodach. Otworzyła je z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Za drzwiami nie stał nikt inny jak Harry. Uśmiechnął się do niej tak jak zawsze, uroczo, po czym wszedł do środka.
- Wychodzimy? - spytał.
- Już, momencik. Tylko torebka. - ponownie pobiegał schodami na górę, by wziąć daną rzecz. Zaśmiał się widząc ją taką zabieganą. Była taka naturalna, nie te wszystkie dziewczyny, w okół których zazwyczaj się obraca.
- Możemy iść. - powiedziała zaraz po tym jak nałożyła ulubione kremowe balerinki i jasny płaszcz zapinany dużymi czarnymi guzikami. Wyszli na zewnątrz. Dominica zamknęła dom.
- Masz już plan? - spytała, kiedy wychodzili z posiadłości.
- Mam tu niedaleko ulubioną kawiarenkę, możesz być pewna, że nie będzie tam paparazzi. - uśmiechnął się do niej i przepuścił przodem przez metalową bramkę. Położył jej dłoń na plecach i delikatnie przyciągnął w swoją stronę. Jak miała odbierać ten gest? Nie miała pojęcia, ale czuła się przy nim inaczej niż przy innych facetach. Czuła się przy nim dobrze, zdecydowanie dobrze. Do przytulnej kawiarenki doszli w przeciągu kilku minut, gdzie przez całą drogę buzie im się nie zamykały. Przeskakiwali z tematu na temat. Nie było między nimi tej niezręcznej ciszy. Harry jak na chłopaka i gentlemana przystało przepuścił Dominicę w drzwiach. Zajęli stolik najbardziej oddalony od wejścia. Pomógł zdjąć jej letni płaszczyk, a następnie odsunął krzesło. Był doskonały w każdym swoim geście, a ona doskonale to widziała.
- Zamawiając coś państwo? - do ich stolika podeszła młoda dziewczyna z notesikiem w ręku. Harry spojrzał na Dominicę i zrozumiał, że to ona ma zamawiać.
- Poproszę dwie małe kawy i dwa razy porcję szarlotki. - uśmiechnął się do kelnerki, a gdy ta odeszła przerzucił swój wzrok na jego towarzyszkę.
- Mieliśmy iść tylko na kawę. - przypomniała mu.
- Ciasto to taki mały bonus, że jednak zgodziłaś się ze mną wyjść. - powiedział uśmiechając się tak, że dosłownie miękły jej kolana. Gdyby tylko wiedział jak na nią działa. Zalewie chwilę później ta sama dziewczyna co wcześniej przyniosła ich zamówienie, więc zajęli się nim jak i rozmową. Czuli się w swoim towarzystwie na prawdę dobrze. Harry ani razu nie spojrzał w bok, cały czas jego wzrok był utkwiony w Dominice. Jeśli nie patrzył w jej twarz, w jej oczy, to śledził wzorkiem każdy jej ruch. Ona miała tak samo. Nie mogła spojrzeć gdzie indziej, jeśli przed nią siedział właśnie on. Zdecydowanie uwielbiała patrzeć na niego, a jeszcze lepszym uzależnieniem był jego głos. Ta chrypa, która należała tylko do niego. Siedzieli tam może z dwie lub nawet trzy godziny, a tematy do rozmów nadal były, namnażały się z każdą chwilą. Sami nie wiedzieli, że mają tak wiele wspólnego. Dominica na moment, zapatrzyła się w okno. Słońce świeciło coraz bardziej. Miała ochotę na spacer, oczywiście w jego towarzystwie.
- Ładna dziś pogoda. - Harry także spojrzał w okno, ale tylko przelotnie.
- Jak nigdy, zawsze gdy tu przyjeżdżałam albo padało albo zanosiło się na deszcz. - powiedziała przerzucając wzrok na niego, na jego zielone, szafirowe oczy.
- Wykorzystajmy to. - wstał wyciągając rękę w jej stronę. Również podniosła się z miejsca. Zabrała swój płaszczyk, a Harry poszedł zapłacić, choć upierała się, że może to zrobić za siebie. Niestety złamał ją argumentem, że żadna kobieta w jego towarzystwie nie będzie płacić za siebie, a już na pewno nie ona.
- Gdzie idziemy? - spytała poprawiając torebkę na ramieniu.
- Przed siebie. - uśmiechnął się i ruszyli. Przez pewien czas szli obok siebie w prawie, że niewidocznej odległości a jednak. W pewnym momencie Harry zatrzymał się przy okazji zatrzymując i ją. Stali na chodniku na przeciw jedno z parków. Oparł brodę na jej ramieniu i palcem wskazał obiekt gdzieś w tym parku.
- Widzisz tą fontannę? - spytał drażniąc je policzek swoim oddechem. Przytaknęła kiwnięciem głowy, nie potrafiła się teraz odezwać. - W tamtym roku, Megan z Lou leżeli w tej fontannie. - parsknął śmiechem, a na jej ustach pojawił się niewyobrażalnie szczęśliwy uśmiech. Nie ze względu na to, że Harry wspomniał sytuacje zakochanej w sobie pary, tylko dlatego, że był wobec niej taki... inny. Inny niż wszyscy faceci w jej życiu. Był całkowicie idealny na swój sposób i z każdym gestem zakochiwała się w nim coraz bardziej.

_________________________
Witam moi kochani! <3 
Naskrobałam coś dziś dla was, ale jakoś nie zbyt zadowala mnie ten rozdział. ; p Czekam na wasze cudowne opinię i do następnego. Xxx.
kontakt ze mną : 11744685 (gadu)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozdział 15.

Noc minęła bez zbędnych bóli brzucha czy czegokolwiek. Meg została obudzona przez dzwonienie swojej komórki, a mianowicie budzika. Było zaledwie kilka minut po siódmej, kiedy wyszła z łóżka. Stanęła jeszcze na chwilę i przyjrzała się Lou. Był przystojny i to bardzo. Przejechała dłonią po lekko zarośniętym policzku i z uśmiechem poszła do kuchni. Tam wstawiła wodę w małym czajniku, by napić się czegoś ciepłego jeszcze przed wyjściem. Zrobiła kanapki, sporo kanapek. Zjadła z trzy a resztę zostawiła dla jeszcze śpiącej dwójki. Pewnie Louis`owi i tak nie będzie się chciało robić, a tak to przynajmniej zje. Usłyszała ten charakterystyczny dźwięk, który oznajmia o wrzącej wodzie. Zalała kubek z kawą i poszła z nim do swojego pokoju, w którym nadal spał chłopak. Otworzyła szafę i wyciągnęła z niej niebieską spódnicę przed kolano z wysokim stanem i białą bluzeczkę na krótki rękaw. Do tego wysokie czarne buty. Lubiła się tak ubierać. Z wybranymi już ciuchami weszła tym razem do łazienki. Tam odbyła szybki prysznic i wszystkie inne poranne czynności. Z pomieszczenia wyszła już ubrana i ponownie skierowała się do pokoju, tym razem po kawę. Louis już nie spał tylko trzymał w dłoni kubek z kawą.
- Była moja. - powiedziała siadając obok niego na łóżku.
- Była. - odpowiedział całując ją na dzień dobry w policzek. Wyjęła kubek z jego rąk i tym razem to ona się napiła. Podeszła do szafki by nałożyć buty. Przyjrzał jej się uważnie. Wyglądała jakby pracowała nad wyglądem długo, a wystarczyło jej zaledwie kilka minut.
- Ładnie wyglądasz. - powiedział nadal uważnie na nią patrząc.Zarumieniła się.Zauważył.
- Nie musisz przypadkiem wstawać? - wygładziła spódnicę i spojrzała na niego.
- Mi się nigdzie nie śpieszy.
Rozłożył się bardziej na łóżku i wskazał na miejsce obok siebie. Zaśmiała się i pokiwała przecząco głową.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja dziś pracuje.
- Niestety. - wymruczał wtulony w poduszkę.
- Poczekaj tylko, aż wyjedziecie w trasę, dopiero wtedy się zacznie. Nie będziesz miał nawet chwili dla siebie.
- Ledwo wróciłaś sama do domu, a już mnie wyganiasz. Nie ładnie. Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć?- odwrócił twarz w jej stronę.
- Dobrze wiesz, że nie. Tylko ci przypominam. I nawet nie chcę, żebyś wyjeżdżał.
- Widzę zmiana decyzji. - zaśmiał się. - A jakie to argumenty postawisz, co?
- No nie wiem ... kocham Cię. - powiedziała szeroko się uśmiechając.
- Za mało mnie przekonuje. - wzruszył ramionami.
- Jak to za mało. Może mam jeszcze udowodnić ci to w jakiś namacalny sposób, co? - zaśmiała się sama z siebie.
- A wiesz, że to nie jest wcale takie głupi pomysł. - powiedział siadając na łóżku.
- Nie mówiłam tego poważnie, Głupolu. - podeszła by wziąć kubek z kawą.
- Ale ja tak. Zawsze można to uznać, że miłe poranne przywitanie. - nakręcał się coraz to bardziej.
- Kochany, na buzi to jeszcze trzeba zasłużyć. - wysłała mu całusa i wyszła z pokoju śmiejąc się radośnie z jego miny. Kochała go. Za wszystko, a najbardziej za takie ich bardzo inteligentne rozmowy.
- Wiesz, że kiedyś i tak to zrobisz! - krzyknął jeszcze za nim zdążyła zejść na dół.
- Się okaże! - odkrzyknęła nasypując Brutalowi jedzenia do miski.
Piętnaście minut później już całą trójką plus pies siedzieli w kuchni. Meg powoli się zbierała. Stukanie jej obcasów można było usłyszeć w całym domu. Z pokoju zgarnęła telefon, portfel i jeszcze kilka innych dupereli, które wrzuciła do torebki. Z szuflady w salonie wyjęła trzy granatowe teczki, z których dwie wzięła ze sobą. Weszła jeszcze do kuchni by oznajmić, że już wychodzi i czekała ją tylko jazda samochodem.
- Lecę już. Pamiętajcie, że dziś Niall stawia nam obiad. - powiedziała zapinając guziki swojego jasnego płaszcza.
- Ładniejsze pożegnanie proszę. - Louis podszedł do dziewczyny.
- Wiem co masz na myśli i nie. Trzeba zasłużyć, kochanie. - powiedziała całując go delikatnie w policzek, a następnie wyszła z domu.
- Trzeba zasłużyć, kochanie. - przedrzeźniał ją wracając do stołu.
- Lubię na was patrzeć. - powiedziała Dominica konsumując kanapkę zrobioną przez Megan.
- Czemu? - zaśmiał się cicho.
- Kochacie się. Jesteście doskonali w tym uczuciu. Widać to.
- Okej. - odłożył kubek, którzy przed chwilą ujął w dłonie i wyciągnął w jej stronę rękę. - Chodź.
- Gdzie? - spytała, ale i tak złapała wyciągniętą dłoń. Wszyli razem na balkon. - Wyszliśmy tu, ponieważ?
- Chcesz o czymś pogadać. - powiedział siadając na plastikowym krześle, które się tam znajdowało.
- Ja? - spytała również siadając.
- Nie. Ja. Jasne, że ty. O co chodzi?
- Louis, nie rozumiem ...
- Dominica, znam cię. Może nie tak długo czy dobrze jak Meg, ale jednak cię znam i widzę, że chcesz o czymś pogadać. Jeśli nie odpowiada ci taki wierzyciel spraw jak ja. Rozumiem. - powiedział patrząc uważnie na wyraz jej twarzy.
- W zasadzie to jednak o coś chodzi. - zaczęła bawiąc się swoimi dłońmi. - Czy nie uważasz, że głupotą jest zakochanie się w chłopaku, którego się prawie co nie zna i oczekiwanie od niego tego samego?
Siedział chwilę w ciszy. I chyba domyślał się o kogo chodzi. Harry, czyż nie?
- Jeśli chodzi o miłość to nic nie jest głupotą. - powiedział pewny tego co mówi. - Czasami trzeba się postarać o tą drugą osobę, nawet bardzo. Niekiedy wszystko przychodzi znienacka. A jeszcze kiedy indziej jest to w nas od małego. Lokujemy uczucia w tej jednej osobie i chcemy by ona zrobiła to samo. Nie zawsze się to udaje, ale zawsze trzeba w to wierzyć. I wiem, że Harry jednak jest tą osobą, która musi uwierzyć w swoje uczucia.
- Skąd wiesz, że chodzi mi o niego? - spytała zaskoczona.
- Widziałem jak na niego patrzyłaś. Zresztą on także, nie spuszczał z ciebie wzroku. Daj mu jakiś znak, że może zacząć działać, a zobaczysz, że skończysz z takimi bezsensownymi myślami. - poklepał delikatnie przyjaciółkę po ramieniu i wszedł do środka zostawiając ją samą na dworze i pozwalając jej o wszystkim jeszcze raz na spokojnie pomyśleć.

Z wielkim uśmiechem weszła do budynku, w którym pracowała. Nie było jej tu sporo czasu.
- Witam po dość długiej przerwie. - powiedziała do współpracowników.
- Wiedzę, że ta przerwa dobrze ci zrobiła. - odwróciła się i stanęła przed szefem, a w zasadzie to szefową.
- Nawet nie wie pani jak bardzo. - Meg nie szczędziła dziś uśmiechu dla nikogo.
- Cieszę się i to chyba nawet dobrze. Już niedługo będziesz musiała wypełnić specjalne zlecenie. Klientka wybrała ciebie.
- Nie wiem czy podołam. - powiedziała widząc szczegółowy opis tego co ma wykonać.
- Wierzę w ciebie Meg. A teraz do pracy. Macie dużo rzeczy do zrobienia. - kierowniczka machnęła ręką na resztę i weszła do pomieszczenia, w którym zazwyczaj przesiadywała.
- Słyszałam o nowych plotkach. - do Meg podeszła niska ruda dziewczyna. Pracowały razem do samego początku i zbliży się trochę do siebie przez ten czas.
- Jakich? - spytała układając kwiaty do wiązanki ślubnej.
- Podobno związałaś się z Louis`em Tomlinson`em po czułym pocałunku w deszczu. - powiedziała dość zadowolona i czekając na potwierdzenie tego wszystkiego. Wiedziała, że kiedyś coś z tego wyjdzie.
- Bardzo prawdziwa jest ta plotka. - powiedziała spokojnie wcale nie ukrywając wielkiego uśmiechu.
- Gratuluję. - dziewczyna pisnęła tak, że klienci zaczęli im się przyglądać. Nie zważając na nich, przytuliła szczęśliwą Megan. - Życzę szczęścia, chociaż jak widzę wcale wam tego nie brakuje.
- Nie dziękuję i owszem. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuję się tak dobrze.
Porozmawiały jeszcze chwilę o związku Meg i Lou i w końcu zajęły się pracą. Czas do godziny piętnastej zleciał całkiem szybko. Nawet nie zdążyła się obejrzeć, a już jechała w stronę domu. Lekko bolały ją stopy, ale to wszystko przez ten ruch. Czasami, aż się dziwiła, że tyle osób potrafi odwiedzić ich kwiaciarnię. W domu nie zastała nikogo, a tylko kartkę, że jak tylko znajdzie się w domu, ma zrobić co ma zrobić i przyjechać do chłopaków. Przebrała tylko spódnicę na obcisłe granatowe rurki, wypiła kilka łyków wody mineralnej i znów wyszła z domu, tym razem jadąc do chłopaków.
- Jestem już zwarta i gotowa. - powiedziała stając w salonie nad chłopakami.
- Za jakiś czas pójdziemy, tylko poczekamy na Liam`a, który właśnie rozmawia z Danielle. - odpowiedział jej Niall obok którego usiadła.
- A gdzie podzialiście Louis`a? - spytała zdejmując buty, a nogi kładąc na pustym fotelu.
- Rozmawia z Harry`m u niego, a co stęskniłaś się? - Zayn puścił jej oczko.
Nie odpowiedziała tylko weszła po schodach mijając po drodze Liam`a, który najwidoczniej skończył rozmawiać z dziewczyną. Weszła do pokoju najmłodszego i zobaczyła dwójkę przyjaciół siedzących na podłodze obok łóżka. Oboje się o nie opierali.
- Przeszkadzam? - spytała patrząc na Harry`ego.
- Nie. Siadaj. - wskazał na łóżko. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła pomiędzy nimi. Louis od razu położył rękę na jej ramieniu.
- I właśnie o to mi chodzi. - powiedział Harry patrząc na Louis`a. - Nie umiem tak po prostu czegoś zrobić.
- Nie załamuj mnie. - Louis klepnął przyjaciela w nogę. - Meg niejednokrotnie przytulałeś czy nawet całowałeś w policzek, więc tu także nie widzę, żadnego problemu.
- O kogo chodzi? - Meg wcięła się w rozmowę. - Czyżby nasz malutki Harry się zakochał? - spytała łapiąc przyjaciela za policzki. Cała trójka się zaśmiała.
- Pacan sam jeszcze tego nie wie. - powiedział Louis kręcąc głową. Meg go szturchnęła. - Co?
- Sam jesteś pacan. - odpowiedziała ze śmiechem. - Nie ma co się bać. Dominica nie gryzie.
- Skąd wiesz, że o nią mi chodzi? Gadałaś wcześniej z nim? - wskazał palcem na Lou.
- Harry, wiedzę, kiedy moi przyjaciele się zakochują., a w szczególności dwójka najlepszych, więc nie marudź, tylko pokaż jej, że nie jest ci obojętna.
Po pół godziny zbierania się szyli zwartą grupą w stronę Nandos.Niall z Zayn`em z przodu, tuż za nimi Liam z nosem w telefonie, pewnie jeszcze nie nagadał się z dziewczyną. Następnie zagadani i objęci Louis z Meg. Na końcu natomiast szli w milczeniu Harry i Dominica.
- Stawiasz obiad razem z Niall`em? - spytał. Nie wiedział o czym ma z nią rozmawiać by nie wyjść na idiotę.
- Tak. Tylko nie szalejcie, bo się nie wypłacimy. - zaśmiała się delikatnie go szturchając.
- A wracając do wczorajszego meczu, to nie wiedziałem, że interesujesz się piłką nożną. - powiedział patrząc na jej lewy profil twarzy.
- Też nie wiedziałam. - szeroko się do niego uśmiechnęła. - Zaraziła mnie tym Megan. Wielki kibic. 
- Właśnie wczoraj widziałem. - również się do niej uśmiechnął. Był spięty, gdy z nią rozmawiał.
- To jeszcze nic. - Dominica machnęła rękę i ponownie się zaśmiała.
- A może ... - zaczął, lecz nie miał odwagi dokończyć.
- Może co? - spytała.
- Może poszłabyś jutro ze mną na jakąś kawę, w końcu Megan będzie w pracy, więc co tak sama będziesz siedzieć w domu? 
- Myślę, że poszłabym. A tak swoją drogą nie wiem co się tak przy mnie spinasz. - uśmiechnęła się do niego i podeszła do Zayn`a. Od teraz ten uśmiech będzie się mu śnił po nocach. 

________________________
coś nowego. ; 3
Julia wspomniała ostatnio o tym, żebym napisała książkę. więc teraz Ci na to dopowiem : NIE NADAJE SIĘ DO TEGO. < 3 
a jak wam się podoba rozdział ? zobaczę tu jakieś opinie ? 
jeśli ktoś chce być informowany o rozdziałach lub chce się dowiedzieć czego o opowiadaniu albo chce mnie kontakt z autorką tego powyżej to zapraszam na gadu. 
11744685 
jestem w zasadzie codziennie. ; 3 

sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 14.

Bezlitosne słońce wdarło się do sypialni Louis`a. Megan przetarła lekko oczy i usiadła na łóżku. Rozejrzała się po pokoju i uśmiechnęła się do siebie. Louis. Jej chłopak. Cudowny chłopak. Wstała z łóżka i poszła do łazienki, zabierając kilka rzeczy z walizki, którą za pewne rano przyniósł Lou z samochodu. Nie zamykała drzwi do łazienki, może to i dobrze. Gdy zaledwie ściągnęła szorty, w których spała dostała takiego bólu brzucha, że musiała przykucnąć. Oparła się plecami o kabinę prysznicową i skulona otoczyła kolana rękami. Odczekała chwilę i gdy myślała, że jej przeszło, próbowała wstać, co skończyło się poprzednią pozycją. Syknęła z bólu i nadal siedziała. Ciekawe jak teraz zejdzie na dół? Przecież w końcu musi wyjść z tej łazienki. Kolejne próby podnoszenia się kończyły się tym samym. Mocny ból, aż kół. Rozchodził się po całym brzuchu. Już miała krzyczeć po przyjaciółkę, która również została u chłopców, kiedy drzwi do łazienki się otworzyły. Zapomniała o zwyczaju chłopców, którzy to wchodzą do każdego pomieszczenia bez pukania. W drzwiach stał dość przestraszony Harry. Od razu podszedł do dziewczyny.
- Meg, co jest? - spytał, pomagając jej wstać, lecz gdy syknęła z bólu dał spokój.
- Nic wielkiego. To tylko brzuch. Zaraz przejdzie. - powiedziała wysilając się na uśmiech. Sztuczny, ale był.
- Nie kręć. Czekaj tu na mnie. Zaraz wrócę. - powiedział i wyszedł.
-Nigdzie się nie ruszam. - prychnęła i nadal kurczowo trzymała się za kolana.
Harry wrócił po kilku minutach taki sam jaki wyszedł z łazienki.
- Wstawaj, idziemy. - powiedział podchodząc do Meg.
- Jakbym mogła to bym wstała.
Musiał więc zrobić inaczej. Podszedł do przyjaciółki i wziął ją na ręce. Nawet się nie opierała, tylko skuliła się w sobie, by tylko mnie odczuwać ból. Zszedł powoli po schodach i zaniósł ją do salonu, gdy była rozłożona sofa, a na niej poduszki i duży koc. Położył ją na tym wszystkim a sam wyszedł do kuchni. Zrobił gorącej herbaty, zarówno sobie jak i jej i zwrócił z tym wszystkim do salonu. Podał kubek Meg i zaczął się jej przyglądać.
- Gdzie wszyscy? - spytała trzymając w dłoniach kubek z parującą herbatą.
- Lou poszedł z twoim psem. Chłopcy z Dominicą pojechali do sklepu.
- Dlaczego ty zostałeś?
Usiadł obok niej i objął przyjacielsko ramieniem.
- Chyba dobrze, że zostałem. Co się stało? Często cię tak boli? - spytał oczekując od przyjaciółki prawdy.
- Przecież mówiłam, że nic się nie stało. Tylko zwykły co miesięczny ból brzucha. To normalne.
Wzruszyła ramionami i dalej piła herbatę. Pogadali jeszcze chwilę o tym, że powinna iść z tym do lekarza i zasnęła.
Louis wszedł zadowolony do domu z pieskiem u nogi. Brutal się wyszalał w tym parku, może nie tylko on. Louis także był zmęczony i lekko brudny od mokrej trawy i błota. Zdjął zabłocone buty rzucając je gdzieś w kąt korytarza i wszedł dalej z brudnym psem.
- Jestem! - krzyknął i wszedł do łazienki na parterze. Włożył psa swojej dziewczyny do wanny, do której już nadal wody i jakiegoś pieniącego się płynu. Tym razem zaczął bitwę z tą zadowoloną kulką w wanie. Gdy tylko pies chciał wyjść z wanny Lou wkładał go do niej ponownie i za każdym razem zostawał ochlapany. Po dobrych piętnastu minutach wyszedł z łazienki puszczając już wytartego psa na łapki. Siebie też musiał porządnie wytrzeć, choć i tak jego koszulka była lekko mokra. Wszedł zadowolony do salonu, gdzie zastał tylko Harry`ego i Meg. Ten widok lekko go zaskoczył. Harry przytulał do swojego boku jego dziewczynę. Owszem byli przyjaciółmi, rozumiał, co nie znaczy, że nie może być zazdrosny, a był.
- Gdzie chłopaki i Dominica? - spytał podchodząc do sofy, na której aktualnie siedzieli.
- Wyszli. I chyba ja też powinienem. - Harry wstał, powoli wypuszczając Meg z objęć. Poczekał, aż dobrze usiądzie i dopiero wtedy wyszedł z pomieszczenia zostawiając parę samą.
- Dlaczego tak tu siedzieliście? - padło pytanie z ust Louis`a.
- Harry się po prostu martwił. - odpowiedziała zmieniając pozycję, tak, by mniej ją bolało.
- Martwił się? Co się stało? - usiadł obok dziewczyny i ujął jej dłoń w swoją. - Boli cię coś?
- Zaledwie brzuch. Loui to drobnostka, zaraz przejdzie, zobaczysz. - powiedziała podnosząc się lekko.
- Jakoś się nie zapowiada. - przeniósł rękę na jej policzek. - Aż tak bardzo cię boli?
- Ile razy mam wam powtarzać, że to zaraz przejdzie? Nie raz już tak miałam i przeżyłam. Teraz też tak będzie. Nie dramatyzujcie.
- Po prostu się martwię. - pogładził ją po policzku i delikatnie pocałował w czoło. Po chwili już oboje leżeli pod kocem oglądając powtórki seriali. Za każdym razem kiedy ból się nasilał zaciskała ręce na jego przedramieniu, a on delikatnie rozmasowywał skurczony brzuch. Jego troska przechodziła wszystko. Tak bardzo się o nią martwił. Chciałby by nigdy nie cierpiała. Chciał ją bronić przed każdym złem tego świata. Niestety to niemożliwe.
Gdy reszta już wróciła do domu, Meg czuła się dobrze, z czego Lou był bardzo zadowolony. Siedzieli na jednym fotelu. On rozłożony na nim z nogami wyciągniętymi pod sam szklany stół. Ona siedząca mu na kolanach i kurczowo trzymająca się jego szyi. Lubiła pozycje w jakiej się znajdowali. Zawsze gdy coś ją nudziło na ekranie telewizora, mogła wtulać się w ciało chłopaka. Właśnie zawzięcie wyczekiwali meczu. Nie tyle co wszyscy, ale na pewno Megan z Dominicą i Niall`em. Reszta siedziała, bo nie miała nic lepszego do roboty. Mecz Brazylia - Rosja. Dziewczyny kibicowały swojemu ulubionemu zespołowi Brazylii, natomiast Niall był za wygraną Rosji. Rozsiedli się wygodnie i czekali na wyjście piłkarzy na murawę. W końcu wyszły obydwa zespoły. Rosja w czerwonych strojach, bramkarz w barwach niebieskich. Reprezentacja Brazylii ukazała się w żółtych koszulach i niebieskich spodenkach. Ich bramkach natomiast miał na sobie strój w kolorze szarym. Hymny. Przywitanie się z przeciwnikami i pierwszy gwizdek. Od pierwszego kopnięcia piłki trójka przyjaciół patrzyła jak zahipnotyzowana.
- Zakład? - Niall przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu.
- Czemu nie? - Dominica od razu się zgodziła, tak samo jak i Meg. - O co?
- Przegrany stawia obiad. Wszystkim.
- Nie ma sprawy. Jak obstawiasz? - spytała Meg śledząc uważnie grę zawodników.
- 2:0 dla Rosji, jak nic. - Niall był pewny swego.
- Jak dla mnie 3:1 dla Brazylii. - Dominica postawiła swoją teorię.
- Nie ma co. Nie znacie się. 3:2 z płatka. Oczywiście dla Brazylii. Neymar jakby chciał to by rozwalił ich bardziej, ale coś czuję, że to jest ten jeden z gorszych dni. - powiedziała Meg patrząc na piłkarza.
- Już tak nie chwal, nie chwal. Nie znasz, a przechwalasz. - Niall nie dawał za wygraną, był za drużyną Rosji i chciał to właśnie pokazać.
- A skąd wiesz, że nie znam? - Meg także nie ustępowała.
- A znasz? - spytał zdziwiony.
- Jakbym nie znała, to bym nie tego nie mówiła, prawda?
- Udowodnisz? - spytał.
- Po meczu. - wzruszyła ramionami i ponownie jej wzrok spoczął na napastniku drużyny Brazylii.
Cały mecz przekomarzali się kto wygra, a kto jednak nie. Okazało się, że najlepszym obstawionym wynikiem był wynik Meg. Zadowolona z owego zwycięstwa klasnęła w dłonie i wstała z kolan Lou.
- To kiedy stawiasz ten obiad? Oczywiście z Dominicą na pół, ona także przegrała.
- Jutro. Chcę mieć to z głowy. - Niall wstał machając ręką. Zaśmiała się.
- Pracuje do 15. Czyli o 17 w Nandos?
- Jak najbardziej.
Zrobiło się dość późno, a nie chciały kolejnej nocy spędzać u chłopaków, więc pożegnały się i zabierając psa wyszły z domu. Dominica już siedziała w samochodzie, kiedy do Megan podszedł Lou.
- Może pojechałbym jednak z wami? Tak na wszelki wypadek.
- Loui, czuje się już dobrze, ale twoja obecność nigdy mi nie zawadza. Powiedz tylko chłopakom. Czekamy w samochodzie.

czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 13.

Przez następne dwa dni Louis kompletnie odciął się od świata realnego. Jego pokój stał się w pewnym sensie taką jego oazą. Był tam zupełnie sam. No może nie tak zupełnie. Od tych dwóch dni towarzyszyła mu również gitara przyjaciela. Niall zawsze służył pomocą i tak było i tym razem. Pożyczył mu jego ukochaną gitarę. W pewnym sensie uchronił go także od całkowitego załamania nerwowego. Tak, gdyby nie to, że siadał na dość wąskim parapecie z gitarą w ręku i po prostu przygrywał myśląc o Meg, już dawno wynieśliby go z domu w kaftanie bezpieczeństwa. Już bez niej wariował i to konkretnie. Gdy tylko kład się późnym wieczorem spać widział jej twarz, gdy tylko zamykał na dłuższą chwilę oczy ten obraz powracał ja bumerang. Już chciał, aby było po wszystkim. Po tej jej chorej ucieczce przed jego osobą. Czy był aż tak beznadziejny? Na to wychodziło.


- Spakowałaś wszystko? - Dominica stała nad pakującą się Megan. Dziewczyna właśnie zapinała walizkę, w której chyba znajdowały się jej wszystkie rzeczy. Właśnie, chyba. Zawsze, gdy się pakowała, gubiła połowę tego co ma zabrać.
- Spokojnie, wzięłam wszystko. - odpowiedziała wstając z kolan i przyglądając się już odpiętej, wypchanej po brzegi niebieskiej walizce. - Najwyżej mi coś dowieziesz, ja nie widzę problemu. - wzruszyła ramionami umieszczając wzrok tym razem na blondynce. Ta tylko westchnęła przeciągle i nic nie mówiąc zabrała walizkę wychodząc z pokoju, w którym właśnie się znajdowały. Megan uklęknęła przy swoim czworonożnym przyjacielu pogłaskała go po malutkiej główce.
- Malutki - zaczęła patrząc uważnie na pieska. - Dziś wracamy do domu. - na samą myśl się cieszyła. - ale także czeka mnie spotkanie z Lou . - tak, to gnębiło ją bardziej. - Nie dam rady, wiesz? Boję się i to nawet sobie nie wyobrażasz jak. - Uśmiechnęła się do zwierzaka i schowała go to specjalnej małej torby podróżnej, właśnie dla takich szczeniaczków jak on. Wyglądał w niej uroczo. Powoli wyszła z pokoju, przechodząc przez korytarz, kuchnie czy salon na wszystko patrzyła dokładnie. W końcu tak szybko tu nie wróci, a bardzo by chciałaby by mieć przyjaciółkę przy sobie. W Londynie ma tylko chłopców. Nie, nie przeszkadza jej to, ale na przykład w takich sytuacjach jak ta, nie ma się do kogo zwrócić. Ubrała jeszcze dość wysokie buty w kolorze czarnym i lekki wiosenny kremowy płaszczyk. Otuliła się jeszcze zgrabnie cieniutkim szlakiem i mogła wychodzić. Zabrała Brutala i wyszła na zewnątrz. Jej twarz i nie okryte ręce owiał lekki przyjemny wiaterek. Pogoda coraz to bardziej ładnieje. Wszystko na około odżywa. Może pora teraz na nią? Chciałaby. Ciekawe co przyniesie rozmowa z Louis`em, której tak bardzo się obawiała. Wsiadła do samochodu, kiedy Dominica zamykała jeszcze dokładnie dom. Meg włożyła psa, na tyle siedzenie swojego samochodu, a sama usadowiła się na miejscu pasażera. Czemu? Może dlatego, że jak będzie coraz to bliżej Londynu, to będzie się coraz to bardziej denerwować, a tego nie chciała. Chciała zasnąć podczas drogi i obudzić się dopiero w domu, w swoim domu, w swoim łóżku. I tak jak przewidywała sen z morzył ją w połowie drogi. Dominica siedząca za kierownicą odetchnęła z ulgą. Wszystko idzie z godnie z ich planem. Jeśli Meg nie obudzi się do samego miejsca zatrzymania, to będzie zadowolona z wypełnionej przez siebie misji. Jeśli jednak zachce jej się otworzyć oczy wcześniej będzie musiała improwizować i poinformować o tym Harry`ego.


Londyńska strefa wita. Dominica jechała ulicami, jakże tego znanego miasta. Była coraz to bliżej celu i coraz to bardziej się bała reakcji przyjaciółki, jak obudzi się i zobaczy gdzie są. Pewnie będzie chciała wyjść jak najszybciej i odejść do domu. Będzie się jak zwykle chowała. Niestety rzeczy martwe są dziś przeciwko niej. Ubrała wysokie buty na dość pokaźniej szpilce, że może już kompletnie zapomnieć o jakiejkolwiek ponownej ucieczce. Już ona teraz o wszystko zadbała. Harry jeszcze musi tylko przygotować Lou do odegrania jakże prawie, że najważniejszej sceny w ich życiu. W połowie drogi się rozpadało, a deszcze nawet nie myślał, żeby przestać padać. Chyba nawet pogoda jest w zmowie z nimi. Przecież Meg nie będzie uciekała w deszcz. Nie, przecież ona już nie będzie uciekać. To właśnie dzisiaj dzięki przyjaciołom będę ten dzień zwanym : państwo Tomlinson schodzą się. Nazwa akcji została wymyślona przez Harry`ego więc nie ma się co dziwić. Była kilka ulic od ich posiadłości, kiedy dała znać Lokowatemu, że zaraz zaczynają akcję. Od razu odesłał wiadomość chyba tak bardzo podekscytowany zejściem przyjaciół jak świętami. Dominica wjechała na ich podwórko przez pokaźną i już otwartą metalową bramę. Zaparkowała samochód blisko wejścia by Louis nie musiał długo biec. Właśnie teraz wychodzi jak mieli to wszytko dokładnie zaplanowane.
- Meg. - Dominica szturchnęła przyjaciółkę, która od razu się obudziła. Przetarła zaspane oczy i z przerażeniem wyjrzała przez okno.
- Dominica! - krzyknęła od razu odpinając pas i otwierając drzwi.. - Dlaczego mnie tu zawiozłaś? - wyszła z samochodu nie zważając na to, że nadal pada deszcze i to w dodatku nie lekki.
- Przecież Louis...
- Tak, nigdy nie mogłaś zrobić czegoś dobrze o co cię prosiłam. - powiedziała patrząc z obawą w stronę domu. - Idę do siebie.
Poprawiła już i tak mokry szalik i zamykając drzwi z trzaskiem ruszyła po mokrym żwirze, który utrudniał jej chodzenie ze względu na jej buty. Jak ona mogła? Przecież umawiały się, że jedzą prosto do niej, a z Louis`em porozmawia wtedy kiedy będzie gotowa na tak poważną rozmowę. Jej droga ku wyjściu z posiadłości dłużyła się, została jej tylko połowa, a może aż, kiedy za plecami usłyszała wołanie.
- Meg, Meg! - nie musiała się odwracać, a wiedziała kto ją woła. Ten głos rozpozna wszędzie. Momentalnie w jej oczach pojawiły się łzy mieszane wraz z deszczem. Uparcie szła dalej, choć miała ochotę na przylgnięcie do jego ciała i już nigdy nie oderwanie się od niego. Miała w sobie tyle sprzecznych myśli. Chciała tu być i jednak nie. Chciała się do niego przytulić i jednak nie. Chciała go kochać i jednak kochała. Tak, akurat to była jedna myśli, która była najważniejsza i która jednak szczytowała nad wszystkimi.
- Meg. - usłyszała swoje imię tuż za plecami i uścisk na nadgarstku. Zamarła. Łzy już teraz popłynęły po i tak mokrych policzkach. - Meg, proszę cię, odwróć się. Błagam.
Bojąc się, zrobiła to. Stanęła twarzą w twarz z mężczyzną, w którym jest zakochana, którego tak mocno kocha, a on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Jego twarz ... zmieniła się przez te parę dni. Zarost, który postarzał go delikatnie i całkowicie zmieniał wyraz jego twarzy. Oczy, które zawsze były takie radosne, wyglądały jak wypalone, a na dodatek czerwone, jakby tlił się w nich jeszcze żar z już dawno wypalonego ogniska. Czuła jak coraz bardziej ciekną jej łzy. Dobrze, że tego nie widział. Deszcz maskował wszystko idealnie, od którego i tak już byli cali mokrzy.
- Meg. - złapał ją delikatnie za rękę. Bał się każdego gestu, nie chciał by jeszcze raz wyjechała i zniknęła z jego życia. - Ja wiem, że ... że, może ty ... że nie chcesz dzielić swojego życia z taką osobą jak ja,ale proszę Cię ... chciałbym tylko wiedzieć dlaczego wyjechałaś. Może to przez ten cholerny pocałunek, który spowodowałem ... jeżeli tak, to bardzo Cię przepraszam, Meg ...
Stała tak patrząc na niego i coraz bardziej płacząc. Przestraszony jej zachowaniem ujął powoli i delikatnie jej bladą twarz w dłonie. Kciukiem przejechał po jej zgrabnych kościach policzkowych, które tak bardzo uwielbiał. Zbliżył się do niej jeszcze bliżej i na szczęście się od niego nie odsunęła. W jej oczach kryło się coś nie do opisania. Zieleń w nich wydawała się teraz taka tajemnicza. Nie mógł wyczytać z nich, żadnego uczucia. Czyżby tak bardzo chciała się ukryć z uczuciami? Czy to on już nie potrafi czytać z nich jak z otwartej księgi?
- Lou. - pierwszy raz od tak dawna usłyszał jej głos, był dość zachrypnięty, ale jednak jej. Otuliła go taka nieokreślona przyjemność, z powodu samego usłyszenia jej głosu. - Tak, bardzo Cię przepraszam. - wyszeptała patrząc uważnie w jego oczy. Chciała coś z nich wyczytać, ale nie umiała. Nie widziała prawie nic przez płynące z jej oczu łzy. - Przepraszam Cię za wszystko, za tą bezsensowną moją obecność w Twoim życiu. Przepraszam Cię, za to ... za spowodowanie wszystkich krzywd i za to, do jakiego stanu teraz Cię doprowadziłam. A robię to dlatego, że tak nie wyobrażalnie mocno mi na Tobie zależy, tak bardzo ... Louis, ja chciałabym ... chciałabym byś zrobił dla mnie coś ostatni raz. 
Pokiwał głową na znak, że się zgadza i dalej słuchał jej wypowiedzi. 
- Błagam, pocałuj mnie. Tak ... 
Nawet nie zdążyła dokończyć. Zaczął się ich pocałunek w deszczu. Ich usta pasowały do siebie tak idealnie, jakby od zawsze były dla siebie stworzone. Oboje smakując nawzajem swoich ust, tak bardzo rozkoszowali się pocałunkiem. Położyła swoje dłonie na jego policzkach, szorstkich od lekkiego zarostu. On swoje ręce ułożył na jej delikatniej tali, przyciągając do siebie, jakby miała zaraz zniknąć, prysnąć jak zwyczajna bańka mydlana. To nie było tylko muśnięcie spragnionych ust. W ten gest przelali miłość jaka w nich do tej pory kwitła i nadzieję na lepsze dni przy sobie u boku. Odsunęli się od siebie raptownie, kiedy nad głowami usłyszeli grzmot. Przytulił jej drobne, mokre ciało do siebie. Chciał mieć ją już zawsze w swoich ramionach. Uniósł palcem jej podbródek ku górze i wyszeptał w jej aksamitne czerwone usta : 
- Tak bardzo Cię kocham,Meg. 
Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, no wszystkiego, ale nie tego. Spojrzała na niego zaskoczona i musnęła wagami jego idealny policzek. Stanęła na palach by dostać się do jego ucha schowanego pod mokrymi włosami, by wyszeptać :
- Kocham Cię tak bardzo, że nawet przez Ciebie będę chora. 
I jakby na potwierdzenie tych słów kichnęła tak głośno. Oboje cicho zachichotali. W końcu wraca wszytko do normy, do tej szczęśliwej normy. Złapał jej dłoń w swoją i ruszyli w kierunku domu. Szła powoli, z trudem przez jej buty. Widząc to, nie wahał się wcale by wziąć swoją dziewczynę na ręce. No bo przecież chyba może nazwać ją swoją dziewczyną, prawda? Otuliła rękoma mocno jego szyję i wtuliła głowę w jego ciało. Czuła się teraz taka szczęśliwa i bezpieczna. Weszli już razem do domu. Od razu ich mokre ciała otoczyło przyjemne i ciepłe powietrze. Zdjęli buty tuż przy drzwiach i mokry płaszcz Meg, bo Lou był tylko w bluzie. Ponownie złapał jej kruchą rękę i wyszli korytarzem do salonu. Kiedy przyjaciele zobaczyli ich w takiej pozycji od razu na ich twarze wpłynął szczery uśmiech. Dominica stojąca obok Harry`ego przy kominku wybiła z nim piątkę, krzycząc razem z nim dość głośne : JEST! W końcu to ich plan tak bardzo wypalił. Szczęśliwa para poszła się przebrać w coś suchego z szafy chłopka, a Harry zapatrzył się na przyjaciółkę Megan. Jak dobrze, że to właśnie ona mu pomagała. Spojrzała na niego przelotnie i kiedy ich oczy się spotkały zarumieniała się tak uroczo jak za każdym razem, kiedy tak na siebie spojrzą. Podobało mu się to. Czyżby ona zaczęła mu się podobać? Czyżby następny chłopak z One Direction znalazł dziewczynę, w której to może ulokować swoje głębokie uczucie? 


_______________________________
Witam was moi kochani! < 3 
Trzynastka, niby taka pechowa liczba, ale nie u mnie. W końcu z radością pewnie większości z was, złączyłam jakże cudownego pana Tomlinson`a i jego cudowną Meg. aww ; * aż tak słodko się zrobiło. 
co sądzicie o rozdziale? podoba wam się? bardzo proszę o szczere opinię < 3 

wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział 12.

Bezszelestnie weszła do domu. Zamknęła delikatnie drzwi, a już przy jej nogach czekał uszczęśliwiony piesek Megan. To zwierzątko dawało jej szczęście. Schyliła się i pogłaskała Brutala za drobnymi uszami. Szczeknął przyjaźnie i zamerdał ogonkiem. Już wiedziała dlaczego jej przyjaciółka tak bardzo uwielbia zwierzęta, a już w szczególności psy. Urocze z nich zwierzątka i do tego takie kochane. Przerwała zabawę z pieskiem i zdjęła buty, chowając je od razu do szafki. Następnie zdjęła kremowy lekko przemoczony płacz. Deszcz złapał ją w połowie drogi do domu. Przeczesała zgranie palcami swoje długie włosy i weszła do salonu, w którym najprawdopodobniej znajdowała się Megan. I tak też było. Jej przyjaciółka smacznie spała na rozłożonej kanapie. Głowę miała ułożoną na ciemno brązowej poduszce, na której były rozsypane jej włosy. W jednej ręce miała telefon, nadal wyłączony, w drugiej ściskała róg poduszki. Przyjrzała jej się bardziej. Na policzkach można było zauważyć smugi po tuszu. Czyżby płakała? Za pewne tak. Bardzo często to robiła kiedy tylko zostawała sama. Aż tak bardzo za nim tęskniła, a nie chciała sobie pomóc. Odmawiała jakiejkolwiek rozmowy z nim, już nie mówiąc o spotkaniu. Była za bardzo uparta. Dominica westchnęła cicho i przykryła szczelnie przyjaciółkę kocem zwiniętym na sąsiednim fotelu. Tak cierpieć kochając może tylko ona. Ta miłość ją zniszczy jeżeli za niedługo sobie tego nie wyjaśnią.

Dominica siedziała u siebie w pokoju już w piżamie, okryta tak szczelnie białą puchową kołdrą. Myślała nad tym co ustaliła z Harry`m. Bardzo, ale to bardzo chciała, żeby w końcu jej przyjaciółka była szczęśliwa. Szczęśliwa z Louis`em, bo tylko przy nim by miała to prawdziwe szczęście. Harry ma jej we wszystkim pomóc. Właśnie Harry. Harry Styles idol tysięcy jak nie milionów nastolatek na całym świecie. Ideał każdej z nich. A dla niej? Też był kimś idealnym. Dobrze pamiętała ich pierwsze spotkanie. Wtedy pierwszy raz poszła z Meg do nich. Megan przedstawiła ich sobie, a ona się tak bardzo intensywnie na niego patrzyła, jakby miała zamiar zapamiętam rysy jego twarzy już na zawsze. Kiedy ich spojrzenia się spotykały jej twarz robiła się czerwona niczym dojrzały pomidorek. Zawsze wspomniała to spotkanie z uśmiechem na ustach i tak było też teraz. Dziś gdy wszedł do tej restauracji... w podświadomości chciałaby, by kiedyś przyszedł do niej na takie prawdziwie spotkanie,a nie tylko w sprawie ich przyjaciół. Nie, żeby to nie było ważne czy prawdziwe, oczywiście, że takie było, ale też by chciała w końcu spotkać się z kimś, kto tak szczerze jej się podoba. Czyżby zakochała się w facecie, którego prawie wcale nie zna i o którym wie tyle co z gazet czy od Megan? Istnieje takie prawdopodobieństwo.

Siedział samotnie w oblanej ciemnością kuchni. Czekał na przyjaciela, który już od dłuższego czasu powinien siedzieć u siebie w pokoju zamkniętym na cztery spusty, jak do tej pory. Pij już kolejną filiżankę pełną gorącej kofeiny, by tylko nie zasnąć i zrobić porządny wykład Louis`owi. Miał już sięgać kolejny raz po komórkę, które spoczywała obok niego na drewnianym stoliku, by wybrać numer Lou i natychmiastowo się z nim połączyć, kiedy drzwi do domu się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Harry do razu zerwał się z krzesła wychodząc z kuchni i od razu kierując się ku korytarzowi. Widok jaki tam zastał niezbyt mu się spodobał. Loui stał ledwo co na nogach. Właśnie zdejmował buty podtrzymując się ściany, by nie polecieć jak długi.
- Boże. - szepnął do siebie i podszedł do całkowicie zalanego przyjaciela. - Stary, co się napadło? Przecież ty nie pijesz.
Pomógł mu do końca się rozebrać. Stał tak patrząc na niego zamglonymi oczami. Nie zbyt kontaktował z otoczeniem, co było skutkiem wypitych kilku lub kilkunastu drinków w barze znalezionym w drodze powrotnej.
- Harry, Hazziątko ty moje.
Zaczął kleić się do przyjaciela mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa.
- Chodź Lou, zaprowadzę Cię do pokoju. - Harry delikatnie, a zarazem stanowczo pociągnął przyjaciela za łokieć.
- Nie. - stanął opierając się o szafkę. - Nigdzie nie idę. Nie idę tam, gdzie nie ma Meg!
- Nie drzyj się, bo pobudzisz chłopaków. Chodź do pokoju.
Wziął Lou pod rękę i pomógł mu przebyć całą drogę od drzwi do samego łóżka w jego pokoju. W pokoju pomógł mu także położyć się na łóżku. Louis pomarudził jeszcze trochę co chwilę wypowiadając imię Megan i zasnął niczym słodki pięciolatek. Tak, słodki i schlany pięciolatek. Co go w ogóle napadło, żeby pić? Nigdy tego nie robił, a nawet zawsze wystrzegał od tego Harry`ego. A teraz przychodzi w takim stanie do domu. Harry wyszedł z pokoju przyjaciela, cicho go zamykając i schodząc ponownie na dół. Sprzątnął ze stołu brudną filiżankę po kawie, następnie wziął telefon i wyszedł na balkon. Noc była dość chłodna, co nie przeszkadzało wcale chłopakowi. Stał zaledwie w krótkich spodenkach i bluzce z krótkim rękawem i patrzył na śpiący Londyn. Jeżeli Louis w ciągu następnych dni przyjdzie z choć małą, najmniejszą ilością alkoholu we krwi, weźmie go za szmaty i zawiezie prosto do Meg. Teraz ta obietnica dla niego nie była ważna, ważniejsze było to co wyprawia Louis i to cholerne uczucie do kwiaciareczki. Spojrzał na paczkę papierosów zostawionych przez Zayn`a. Chwilę się zastanawiał czy nie sięgnąć po jednego, ale jednak zdecydował z trucia się, starczy, że jeden z nich to robi. Przeczesał ręką włosy i wszedł do domu zamykając za sobą drzwi na balkon. Wszedł na piętro, na którym znajdowały się wszystkie sypialnie. Zajrzał jeszcze do pokoju Lou i upewnił się, że jego przyjaciel śpi. Dopiero po tym, wszedł do siebie i kładąc się do łóżka, zasnął mając w głowie plan na jutrzejszy dzień. Musi w końcu porozmawiać poważnie z Louis`em, przecież tak nie może być.

Louis obudził się z gigantycznym kacem. Nawet nie pamiętał jak wczoraj wrócił do domu. Wiedział tyle co nic. Usiadł na łóżku i dopiero teraz zauważył, że nadal jest w ubraniach. Wstał z łóżka i potykając się o własne nogi podszedł do dębowej szafy. Wyciągnął z niej podkoszulek w granatowe paski oraz szare spodnie dresowe. Wszedł z tym wszystkim do łazienki i zamknął się w niej na dobre pół godziny. Powoli bez żadnych chęci na dzisiejszy dzień wyszedł z zaparowanego pomieszczenia. Czuł się dość lepiej, choć nadal go suszyło. Zszedł powoli schodami na parter. Chłopcy siedzieli już w kuchni. Już na schodach można było usłyszeć ich rozmowy i śmiech Niall`a. Zajrzał do salonu spoglądając na włączony telewizor, właśnie leciał nowy teledysk jakieś młodej gwiazdki. Minął salon i znalazł się w jasnym pomieszczeniu, w którym siedzieli chłopcy. Każdy miał przed sobą talerz z kanapkami i kubek z ciepłym, parującym napojem. Odsunął wolne krzesło i usiadł na nim patrząc tępo w blat stołu. 
- Kac męczy, co? - Harry wypowiedział te słowa tak ...lekceważąco ?
- Trochę. - wychrypiał. Nie czuł się zbyt dobrze. - Mógłbyś podać mi butelkę wody? 
- A nie możesz sam sobie wziąć? - odparł całkowicie poświęcając uwagę swojej kanapce. 
- Co cię ugryzło? - Louis sam wstał i sięgnął po butelkę z wodą mineralną. Odkręcił ją i pociągnął dość dużego łyka, od razu czując ukojenie. 
- Co mnie ugryzło? Żartujesz sobie, prawda? - zakpił wstając z miejsca. - Czy to ja wracam do domu grubo po północy, kiedy wszyscy już śpią. 
- Przecież nikt mi tego nie zabroni...
- Tego może nie. Ale mógłbyś być chociaż trzeźwy do cholery! - krzyknął, zachowanie jego przyjaciela coraz bardziej wyprowadzało go z równowagi. 
- A co cię tak zaczęła interesować moja trzeźwość, co? Ja nie robiłem ci wykładów, kiedy przychodziłeś całkowicie zalany, więc proszę cię daruj sobie. 
Wypił kolejne łyki zimnej wody patrząc tępo na Harry`ego. Reszta milczała, jak nigdy.
- Zmieniałeś się, od kiedy zacząłeś ją kochać. Może powinieneś przestać, to cię niszczy, nie widzisz? 
Tymi słowami wyprowadził Lou z równowagi.
- Powinien przestać ją kochać? A za kogo ty się gówniarzu uważasz, żeby mi rozkazywać w takich sprawach, co? - podszedł do niego bliżej, gdyby chciał to zabiłby wzrokiem. - Prędzej zrezygnuję z One Direction, niż z miłości do niej. Zapamiętaj to sobie! 
Rzucił ostanie spojrzenie na chłopaków i wyszedł z kuchni, a następnie z mieszkania głośno trzaskając drzwiami. 

_________________
cześć, cześć. ; 3 
chyba za bardzo was rozpieszczam tymi rozdziałami, ale to chyba dobrze prawda? < 3 
co o nim sądzicie ? ; > 
+ dziękuję bardzo, za opinię pod ostatnimi rozdziałami, jesteście wielcy, nie wiedziałam, że ta historia tak bardzo przypadła was do gustu. ; D  
 ++ 
Dominika mówi, że jeśli komuś się to nie spodoba to ma się zgłosić do niej bo lubi poznawać pokemony.
 hahaha, kochana Dominika < 3  , Lov.

niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 11.

 Pierwszy raz tak bardzo podoba mi się rozdział, więc jej on dedykowany Dominice! Nikuś, tak specjalnie dla Ciebie. < 3

Powoli, mozolnie jakby na przekór niemu miały kolejne dni bez Megan. Louis przez ten czas siedział w pokoju. Wychodził z niego tylko i wyłącznie po coś do jedzenia i tak robił to rzadko. Menadżer odwołał trzy spotkania w studiu, z powodu zachowania Lou. Nawet on się o niego martwił. Wiedział, że rozstał się z Eleanor, ale też wiedział, że to nie przez to się tak zachowuje. Przyczyna leżała gdzie indziej. Znajdowała się masę kilometrów od Londynu. Nie tylko jemu było ciężko przetrwać te wszystkie dni bez siebie. Meg często dzwoniła do Harry`ego czy Liam`a z pytaniem co się dzieje u Louis`a. Obwiniała się za jego dotychczasowy stan, przecież to wszystko było spowodowane jej wyjazdem. Tęsknili za sobą tak bardzo, a żadne z nich nie pomyślało o spotkaniu. Nie pomyślało, żeby to zakończyć, spotkać się i .. i co? I być razem? Najprawdopodobniej tak. Przecież oboje tego pragnęli. Niewyobrażalnie mocno pragnęli.

Wyszedł z domu. Pierwszy raz od kilku dni. Miał plan na swoją drogę. Chciał udać w jedno miejsce z nadzieją, że może jednak ją spotka, że choć przez chwilę na nią popatrzy. Przemieszczał się powoli londyńskimi ulicami cały czas w jednym kierunku, a jego myślach nadal krążyła ona. Czy ona na prawdę myślała, że o niej zapomni? Myliła się. Myliła się tak bardzo. Wiele razy próbował się do niej dodzwonić, ale za każdym razem miała wyłączony telefon. Wysłał z milion wiadomości, na które nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Pragnął do niej jechać, ale chłopcy zawsze pytani o adres pod jakim się teraz znajduje, zbywali go. A dobrze wiedział, że byli poinformowani o wszystkim. Już nie raz przyłapał Harry`ego na rozmowie z kimś przez telefon, a gdy on wchodził do pomieszczenia od razu się rozłączał, jakby w obawie, że usłyszy nie to co trzeba. Miał czasami wrażanie, że przez telefon było słychać głos Meg. Nieraz gdy leżał już wieczorem w łóżku, wyobrażał sobie jak wraca do nich, do niego i po prostu się w niego wtula. Byłby wtedy najszczęśliwszym facetem na Ziemi, jak nie we wszechświecie. Doszedł do kwiaciarni. Do kwiaciarni, w której to wszystko się zaczęło. Przystanął przed wystawą z nowych kolorowych kwiatów i zajrzał do środka. Wszystko było na swoim miejscu oprócz jednego...nie było tam jej. Westchnął ciężko i ruszył dalej. W głowie zamajaczyło kolejne miejsce, do którego może pójść, aby choć część niej była teraz przy nim. W milczeniu i zamyśleniu szedł kolejnymi ulicami, mijając masę ludzi. Spieszących się gdzieś, jak zawsze, ale najbardziej dobijały go i bolały widoki par. Bezgranicznie w sobie zakochanych. Tak bardzo sobie oddanych. Chłopcy nawet nie zdawali sobie sprawy jak on to mocno przeżywa. Stanął przed tak dobrze mu znanym domem. Klucz miał cały czas przy sobie, nigdy się z nim nie rozstawał. Otworzył drzwi kluczem i wszedł do środka. W jego nozdrza wbił się ten charakterystyczny zapach jej perfum. Choć dom nie był przez nią odwiedzany, nadal pachniał jej obecnością. Wszedł głębiej oglądają wszystko do około, jakby coś miało mu powiedzieć, gdzie teraz jest. Usiadł w ich ulubionym miejscu pod ścianą. Zawsze siadali tam i przygrywali na gitarze. Uwielbiał z nią śpiewać, a w zasadzie to dla niej. Zawsze go prosiła o choć kawałek jednej z ich piosenek, a on zawsze spełniaj jej życzenie. Lubił to, gdy on śpiewał, a jej głowa znajdowała się na jego ramieniu. Chciałby to powtórzyć jak najszybciej. Chciałby by kiedyś choć przez chwilę było tak jak wtedy. Następnie poszedł do jej pokoju. Tak, tu przesiedzieli nie jedną nie przespaną noc. Podszedł do łóżka i usiadł na nim. Oparł się plecami o ścianę i przymknął powieki. Wyobraził sobie ją, krzątającą się po pokoju. Jak zwykle zabiegana. Musiała mieć wszystko pod ręką kiedy tylko oglądali film. Na koniec tej bieganiny przed filmem siadała zmachana obok niego i kładła mu głowę na kolanach by pobawił się je włosami. Wiedział, że to ją uspokaja, w końcu tak dobrze się znali. Siedząc tak i przywołując w myślach wszystkie sytuacje przeżyte z nią stracił rachubę czasu. W pewnym momencie zasnął. W jej domu, w jej pokoju, w jej łóżku.

Czas, kiedy nie widzi Lou dłuży jej się nie miłosiernie. Siedziała sama na parkowej ławeczce. Czemu sama? Dominica także ma pracę i swoje zajęcia. Przyjechała tu bez jakiejkolwiek zapowiedzi, to teraz nie dość, że umiera z tęsknoty to jeszcze musi sobie radzić z tym sama. Spuściła Brutala ze smyczki i patrzyła jak wesoło biega po zielonej trawie. Był taki szczęśliwy, był teraz całkowitym przeciwieństwem jego właścicielki. Oparła się plecami o drewniane oparcie ławki i zamyśliła się. Może już czas, żeby wrócić? Może powinna go jakkolwiek powiadomić, że z nią wszystko w porządku. Wie, że chłopcy tego nie zrobią, obiecali, a oni obietnic dotrzymują. Miała niewyobrażalną ochotę na przytulenie się do niego. Zawsze tak robiła kiedy tylko było jej źle lub po prostu czuła się samotna. Teraz nie rozumiała swojego postępowania. Głupia ucieczka przed uczuciem. Absurdalne to wszystko. Dlaczego myślała, że to zmieni wszystko? W zasadzie mieniło, ale na gorsze. Nie wie jak spojrzy mu w oczy, kiedy wróci do Londynu, nie wie czy w ogóle będzie miała odwagę podejść do niego i powiedzieć jak to wszystko przeżywa, jak to wszystko jest dla niej ważne, jak on jest dla niej ważny, jak go bardzo kocha. Wstała mozolnie z ławki i zaczepiając psa na smycz ruszyła powoli do domu. Mijała kolejne parkowe ławki. Patrzyła z zazdrością w oczach na miłość wokół niej. W tłumie ludzi dojrzała chłopaka. Loui. Nie to niemożliwe. Podeszła bliżej. Witał się z jakąś szatynką pocałunkiem. Nie to nie może być on. Podeszła jeszcze bliżej i jakiej doznała ulgi, kiedy okazało się, że to nie on. Dopiero teraz uświadomiła sobie jaki widok może zobaczyć po powrocie do Londynu. Przecież on może być wtedy z Eleanor. Przecież wszystko się może wyjaśnić, a on ją kocha, ta samo Meg jego. Poczuła na swoich policzkach łzy, słone, duże krople łez. Nawet ich nie ścierała, bo wiedziała, że za chwilę na ich miejscu pojawią się nowe i nowe i znów. Szybkim krokiem weszła do domu i zamknęła za sobą z trzaskiem drzwi. Oparła się o nie plecami i zjechała powoli w dół. Kolejne łzy wypływały z jej zaczerwienionych oczu, do których dochodził także cichy szloch, bo przecież ona tak bardzo go kocha. 

Dominica już nie mogła patrzeć na smutek i cierpnie przyjaciółki. Musiała coś z tym wszystkim zrobić i właśnie była w trakcie tego. Dojeżdżała do Londynu. Do spotkania w restauracji zostało jej zaledwie pół godziny więc musiała się spieszyć. Dobrze znała lokalizacje budynku, w którym była umówiona. Zaparkowała spokojnie pod dość przytulną restauracją. Wysiadła z samochodu, biorąc z niego torebkę. Poprawiła swój strój i zamykając pojazd kluczykiem weszła do budynku. Wnętrze restauracji nadawało takiego ciepłego klimatu, goście powinni się tu czuć spokojni, rozluźnieni. Wszyscy, ale nie ona, no przynajmniej nie teraz. Zajęła miejsce przy stoliku jak najdalej oddalonym od reszty. Chciała prywatności. Gdy kelner przyszedł po zamówienie zbyła go. Czekała tylko na niego. Musiała z nim wszystko wyjaśnić. Przecież tu chodziło o jej przyjaciółkę. Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła wyczekiwana przez nią osoba. Jego poznała by wszędzie choć wiedzieli się zaledwie parę razy. Dość długie loki rozczochranie przez niesprzyjający wiatr. Lekki uśmiech na twarzy doprowadzający miliony dziewczyn do szału, ekscytacji, tak jak ją, ale zaprzeczała temu jak tylko mogła.
- Dominica. - przywitał się z nią delikatnym muśnięciem jej policzka swoimi idealnymi ustami.
- Witaj Harry. 
- Więc. - zaczął mierzwiąc palcami swoje włosy. - Więc spotkaliśmy się by..
- By pomóc im. Za bardzo się męczą bez siebie. Nie widzisz tego? - spytała, choć dobrze wiedziała, że doskonale widział cierpienie przyjaciela. 
- Widzę, nawet za bardzo. Lou stał się całkowicie inny, jest z nami teraz tylko z przymusu. Uwierzysz, że dopiero dziś wyszedł pierwszy raz z domu odkąd Meg wyjechała z miasta, dasz wiarę? Już nie raz byłem bliski powiedzenia mu, gdzie się Megan znajduje, ale nie mogę jej tego zrobić, obiecałem, że nic nie powiem. Jestem w kropce, w tej cholernej kropce, gdzie nie mogę pomóc żadnemu z nich, nikomu z tej dwójki. 
- Znam to uczucie. - dotknęła lekko jego dłoni leżącej na stoliku. Ścisnął ją.
- Musimy im pomóc. - powiedział zapatrzony w okno. 
- One wraca do domu za trzy dni, więc zróbmy tak ... 


___________________
witam was nowym rozdziałem. < 3 
co o nim sądzicie? ; >

sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 10.

 Rozdział tylko i wyłącznie dedykowany dla Mojej Dużej *___* 
Kochana, bo dzisiaj tak jakby święto. 300 notek razem < 3
 Bo my jesteśmy jak Larry! Uwielbiam Cię i miłego czytania ;3


Jechał samochodem nie zważając na żadne uliczne znaki czy też sygnalizacje świetlną. Nie mógł zrozumieć dlaczego tak po prostu wyjechała. Teraz, po tym wszystkim. Po ich pocałunku, który mu wszystko uświadomił. Miał za złe chłopakom ukrywania tego wyjazdu, bo na pewno o wszystkim wiedzieli. Zahamował z piskiem opon na przeciw domu i wybiegł z samochodu. Wleciał do salonu strasząc przy tym chłopaków oglądających film.
- Gdzie ona jest? - spytał na wejściu oczekując szybkiej i prawdziwej odpowiedzi.
- Kto? - Zayn udawał głupiego, nie odrywając wzroku od kolorowego ekranu ich telewizora.
- Jak kto kto? Meg! Gdzie jest Megan?! - krzyknął coraz bardziej zdenerwowany.
- Pewnie w pracy. - powiedział Harry szczególnie unikając wzroku przyjaciela.
- Nie kłam! Wiedziałeś, że dzisiejsze pożegnanie nie było zwykłym. Wiedziałeś to, ty też i ty! Wszyscy wiedzieliście. - Bezradny usiadł na wolnym fotelu, spuścił głowę trzymając na niej ręce. - Wiedzieliście o wszystkim i nawet nie próbowaliście jej zatrzymać. - dodał szeptem.
- Loui. - Harry podszedł do niego kładąc mu rękę na drżącym ramieniu.
- Zostaw. - wyrwał się. - Teraz zostaw. Nie potrzebna mi twoja pomoc. Już wystarczająco pomogłeś. Wy wszyscy. Dziękuję bardzo! 
Wstał z miejsca i wszedł po schodach, a następnie do swojego pokoju zamykając się w nim. Zdjął kurtkę rzucając gdzieś na zagracone biurko. Usiadł na łóżku chowając twarz w dłoniach. Meg, jego Megan wyjechała teraz. Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim, nie wiadomo do kogo. Martwił się o nią. Po ostatnich przeżyciach bał się o nią. Chciał otoczyć ją swoimi ramionami, żeby tylko była bezpieczna. Tak samo jak w tej chwili, chciał poczuć jej drobne, kruche ciało w swoich ramionach, nie tylko dla jej bezpieczeństwa, ale i dla siebie. By mieć przy sobie osobę, kobietę którą kocha. Tak, teraz może powiedzieć, że darzy ją tak głębokim uczuciem. Więc kim była dla niego Eleanor? Do niej się tylko przyzwyczaił. Trzy lata łączą ze sobą ludzi, przyzwyczajają do swojej obecności. Już od dawna jej nie kochał, dopiero teraz to zrozumiał. Był po prostu przyzwyczajony do jej bliskości. A Meg? Od samego początku ich znajomości ciągnęło go do jej osoby. Na początku była dla niego tajemniczą kobietką od kwiatków. Z czasem zaczęli się spotykać jako przyjaciele, do czasu. Czasami patrzył na nią inaczej, tak jak na Eleanor. Z tym szczęśliwym błyskiem w jego cudownych niebieskich oczach. 
- Tomlinson, kochasz ją. - powiedział do siebie przecierając rękę oczy.
Raptownie wstał z zaścielonego łóżka. Będzie walczył. Nie wie z kim, jeszcze nie wiem jak, ale będzie walczył. O nią, musi. Jest warta cierpień, jest warta wszystkiego, tylko ona, tylko ta, jego jedyna Megan.

Poranek w salonie. Przeciągnęła się leniwie nadal w ubraniu. Wczorajszym wieczorem próbowały nadrobić te wszystkie dni bez siebie. Przyjrzała się blondynce śpiącej po drugiej stronie kanapy. Była śliczna i zawsze jej to powtarzała, ale nigdy Dominica się z tym nie zgadzała. Uważała, że jeżeli byłaby ładna, nie była by do tej pory sama. Od zawsze była uparta. Z niemałym oporem i bólem kręgosłupa Meg poszła do łazienki na paterze. Przemyła twarz zimną wodą i patrząc w swoje odbicie w lusterku pomyślała o Louis`ie. Nie widziała go zaledwie parę godzin, a tęskniła może nawet bardziej niż za rodziną, której prawie wcale nie widuje. Tęskniła za nim całym. Za każdym głupim żartem wypowiedzianym z jego ust, za każdym śmiechem wypełniającym całe pomieszczenie, za każdym spojrzeniem pełnym radości, za każdym gestem wykonanym w jej stronę, za każdym biciem jego serca. Tak bardzo chciałaby poczuć ponownie jego usta na swoich wargach. Zatopić swoje palce w jego włosach. Po prostu czuć jego bliskość przy sobie. A nie mogła tego mieć, nie teraz kiedy chce, żeby wybrał szczerze, sercem. Miała nadzieje, że ta rozłąka zdziała, że choć trochę odczuje bark jej osoby w jego życiu. Przecież nadzieja matką głupich.

- Dominica! Gdzie położyłaś swój telefon?! - krzyknęła Meg będę w kuchni. Chciała dowiedzieć się czy Louis znalazł kartkę zostawioną w salonie, a nie chciała włączyć swojego telefonu, by udostępnić komukolwiek dostęp do niej.
- Powinien być na szafce! - odkrzyknęła bodajże z łazienki.
Meg poszła po telefon. Wpisała tak bardzo znany jej numer, by po chwili się z nim połączyć i usłyszeć głos przyjaciela.
- Słucham? - usłyszała ten charakterystyczny tylko dla niego głos. Lekko zachrypnięty. Pociągający, aż tyle dziewczyn na całym świecie.
- Harry, tu Megan.
- Boże, gdybyś widziała co się tu dzieje. - westchnął. - Nie poznaje go.
- Czyli znalazł wiadomość u mnie w domu. - powiedziała podchodząc do okna.
- Znalazł. Meg, gdy tylko to przeczytał wrócił do domu i zachowywał się jak nie on. Nie dał nam dojść do słowa. Krzyczał i pewnie gdyby chciał to by uderzył.
- Powiedzieliście mu, że wiecie o mojej decyzji, że to z wami ją podjęłam? - czuła jak jej ręce zaczynają drżeć. 
- Nie, tak jak obiecaliśmy, niczego mu nie powiemy, ale domyśla się. Obwinia nas o wszystko. - można było usłyszeć drżenie głosu chłopaka. - Meg, może lepiej będzie jeżeli wrócisz teraz.
- Nawet jeżeli bym chciała, a chcę nawet nie wiesz jak bardzo, to nie mogę. On musi zrozumieć co do kogo czuje. Kim w końcu dla niego jestem.
- Kocha cię do jasnej cholery! - krzyknął. Jednak po chwili zmienił ton głosu. - Przepraszam, ale nie wiedziałem go w takim stanie od ... no nigdy go takiego nie widziałem. Jesteś dla niego o wiele ważniejsza niż ci się wydaje.
- Z kim rozmawiasz? - usłyszała w tle. To ON. To JEGO głos. Na samą myśl, że mógł mówić do niej dostawała takich palpitacji serca, że pewne Nica siedząca w innym pomieszczeniu w domu słyszała mocne uderzenia tego narządu w jej ciele.
- Już z nikim. Trzymaj się.- powiedział szybko i zakończył połączenie. Usłyszała już tylko pikanie oznaczające zakończenie połączenia. 

_________________
nowy i krótki, niedopracowany. ;3 
nie idzie mi pisanie na tym blogu .. -,-