Rozdział tylko i wyłącznie dedykowany dla Mojej Dużej *___*
Kochana, bo dzisiaj tak jakby święto. 300 notek razem < 3
Bo my jesteśmy jak Larry! Uwielbiam Cię i miłego czytania ;3
Jechał samochodem nie zważając na żadne uliczne znaki czy też sygnalizacje świetlną. Nie mógł zrozumieć dlaczego tak po prostu wyjechała. Teraz, po tym wszystkim. Po ich pocałunku, który mu wszystko uświadomił. Miał za złe chłopakom ukrywania tego wyjazdu, bo na pewno o wszystkim wiedzieli. Zahamował z piskiem opon na przeciw domu i wybiegł z samochodu. Wleciał do salonu strasząc przy tym chłopaków oglądających film.
- Gdzie ona jest? - spytał na wejściu oczekując szybkiej i prawdziwej odpowiedzi.
- Kto? - Zayn udawał głupiego, nie odrywając wzroku od kolorowego ekranu ich telewizora.
- Jak kto kto? Meg! Gdzie jest Megan?! - krzyknął coraz bardziej zdenerwowany.
- Pewnie w pracy. - powiedział Harry szczególnie unikając wzroku przyjaciela.
- Nie kłam! Wiedziałeś, że dzisiejsze pożegnanie nie było zwykłym. Wiedziałeś to, ty też i ty! Wszyscy wiedzieliście. - Bezradny usiadł na wolnym fotelu, spuścił głowę trzymając na niej ręce. - Wiedzieliście o wszystkim i nawet nie próbowaliście jej zatrzymać. - dodał szeptem.
- Loui. - Harry podszedł do niego kładąc mu rękę na drżącym ramieniu.
- Zostaw. - wyrwał się. - Teraz zostaw. Nie potrzebna mi twoja pomoc. Już wystarczająco pomogłeś. Wy wszyscy. Dziękuję bardzo!
Wstał z miejsca i wszedł po schodach, a następnie do swojego pokoju zamykając się w nim. Zdjął kurtkę rzucając gdzieś na zagracone biurko. Usiadł na łóżku chowając twarz w dłoniach. Meg, jego Megan wyjechała teraz. Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim, nie wiadomo do kogo. Martwił się o nią. Po ostatnich przeżyciach bał się o nią. Chciał otoczyć ją swoimi ramionami, żeby tylko była bezpieczna. Tak samo jak w tej chwili, chciał poczuć jej drobne, kruche ciało w swoich ramionach, nie tylko dla jej bezpieczeństwa, ale i dla siebie. By mieć przy sobie osobę, kobietę którą kocha. Tak, teraz może powiedzieć, że darzy ją tak głębokim uczuciem. Więc kim była dla niego Eleanor? Do niej się tylko przyzwyczaił. Trzy lata łączą ze sobą ludzi, przyzwyczajają do swojej obecności. Już od dawna jej nie kochał, dopiero teraz to zrozumiał. Był po prostu przyzwyczajony do jej bliskości. A Meg? Od samego początku ich znajomości ciągnęło go do jej osoby. Na początku była dla niego tajemniczą kobietką od kwiatków. Z czasem zaczęli się spotykać jako przyjaciele, do czasu. Czasami patrzył na nią inaczej, tak jak na Eleanor. Z tym szczęśliwym błyskiem w jego cudownych niebieskich oczach.
- Tomlinson, kochasz ją. - powiedział do siebie przecierając rękę oczy.
Raptownie wstał z zaścielonego łóżka. Będzie walczył. Nie wie z kim, jeszcze nie wiem jak, ale będzie walczył. O nią, musi. Jest warta cierpień, jest warta wszystkiego, tylko ona, tylko ta, jego jedyna Megan.
Poranek w salonie. Przeciągnęła się leniwie nadal w ubraniu. Wczorajszym wieczorem próbowały nadrobić te wszystkie dni bez siebie. Przyjrzała się blondynce śpiącej po drugiej stronie kanapy. Była śliczna i zawsze jej to powtarzała, ale nigdy Dominica się z tym nie zgadzała. Uważała, że jeżeli byłaby ładna, nie była by do tej pory sama. Od zawsze była uparta. Z niemałym oporem i bólem kręgosłupa Meg poszła do łazienki na paterze. Przemyła twarz zimną wodą i patrząc w swoje odbicie w lusterku pomyślała o Louis`ie. Nie widziała go zaledwie parę godzin, a tęskniła może nawet bardziej niż za rodziną, której prawie wcale nie widuje. Tęskniła za nim całym. Za każdym głupim żartem wypowiedzianym z jego ust, za każdym śmiechem wypełniającym całe pomieszczenie, za każdym spojrzeniem pełnym radości, za każdym gestem wykonanym w jej stronę, za każdym biciem jego serca. Tak bardzo chciałaby poczuć ponownie jego usta na swoich wargach. Zatopić swoje palce w jego włosach. Po prostu czuć jego bliskość przy sobie. A nie mogła tego mieć, nie teraz kiedy chce, żeby wybrał szczerze, sercem. Miała nadzieje, że ta rozłąka zdziała, że choć trochę odczuje bark jej osoby w jego życiu. Przecież nadzieja matką głupich.
- Dominica! Gdzie położyłaś swój telefon?! - krzyknęła Meg będę w kuchni. Chciała dowiedzieć się czy Louis znalazł kartkę zostawioną w salonie, a nie chciała włączyć swojego telefonu, by udostępnić komukolwiek dostęp do niej.
- Powinien być na szafce! - odkrzyknęła bodajże z łazienki.
Meg poszła po telefon. Wpisała tak bardzo znany jej numer, by po chwili się z nim połączyć i usłyszeć głos przyjaciela.
- Słucham? - usłyszała ten charakterystyczny tylko dla niego głos. Lekko zachrypnięty. Pociągający, aż tyle dziewczyn na całym świecie.
- Harry, tu Megan.
- Boże, gdybyś widziała co się tu dzieje. - westchnął. - Nie poznaje go.
- Czyli znalazł wiadomość u mnie w domu. - powiedziała podchodząc do okna.
- Znalazł. Meg, gdy tylko to przeczytał wrócił do domu i zachowywał się jak nie on. Nie dał nam dojść do słowa. Krzyczał i pewnie gdyby chciał to by uderzył.
- Powiedzieliście mu, że wiecie o mojej decyzji, że to z wami ją podjęłam? - czuła jak jej ręce zaczynają drżeć.
- Nie, tak jak obiecaliśmy, niczego mu nie powiemy, ale domyśla się. Obwinia nas o wszystko. - można było usłyszeć drżenie głosu chłopaka. - Meg, może lepiej będzie jeżeli wrócisz teraz.
- Nawet jeżeli bym chciała, a chcę nawet nie wiesz jak bardzo, to nie mogę. On musi zrozumieć co do kogo czuje. Kim w końcu dla niego jestem.
- Kocha cię do jasnej cholery! - krzyknął. Jednak po chwili zmienił ton głosu. - Przepraszam, ale nie wiedziałem go w takim stanie od ... no nigdy go takiego nie widziałem. Jesteś dla niego o wiele ważniejsza niż ci się wydaje.
- Z kim rozmawiasz? - usłyszała w tle. To ON. To JEGO głos. Na samą myśl, że mógł mówić do niej dostawała takich palpitacji serca, że pewne Nica siedząca w innym pomieszczeniu w domu słyszała mocne uderzenia tego narządu w jej ciele.
- Już z nikim. Trzymaj się.- powiedział szybko i zakończył połączenie. Usłyszała już tylko pikanie oznaczające zakończenie połączenia.
_________________
nowy i krótki, niedopracowany. ;3
nie idzie mi pisanie na tym blogu .. -,-
Ależ Ty mnie dziś rozpieszczasz. Dziękuję za dedykację, Słoneczko, jesteś najcudowniejsza. Co do opowiadania.. wiesz co myślę. Przemyślenia obu bohaterów są genialne. Porywczość Louis'a jest zadziwiająca. Sposób, w jaki pragnie walczyć o Meg.. naprawdę wspaniale to opisałaś. Jeśli pisanie tutaj Ci "nie idzie", to odetchnij odrobinę, ale nie waż się kończyć tej historii, zrozumiano? Jestem jej największą fanką, a każdy kolejny rozdział jest dobry. Czekam na rozwinięcie akcji i oczywiście - spotkanie Lou i Meg <3
OdpowiedzUsuń,,nie idzie mi pisanie na tym blogu .. -,- ''
OdpowiedzUsuńEeej, co to ma być ?!
Możesz sobie tak myśleć, prosze bardzo, ale i tak dobrze wiesz ze prawda jest inna.
A jak dalej bedziesz tak pisać, to cie znajde. I zgwałce. Pamietaj, wiem jak wygladasz. XD
; **
J. < 33
mimo tego wszystkiego, nadal uważam, że rozdział jest idealny . nie wiem dlaczego ale czuje sentyment do tego opowiadania i uważam, że jest lepsze niż poprzednie . Sposób w jaki opisujesz te wszystkie odczucia, naprawdę łapią mnie za serce i nieraz czujesz to co Meg czy Louis . jeśli uważasz, że pisanie Ci tutaj nie idzie to naprawdę jesteś w niesamowitym błędzie i nie wiem jakby Ci mogło iść lepiej . opowiadanie i ta historia jest dopracowana pod każdym szczegółem tak jak kolejne zdania, które sama piszesz . ich przemyślenia są genialne a ja uwielbiam rozłąki głównych bohaterów i wcale nie naciskam, żeby już teraz się spotkali bo wiem, że zrobisz to w odpowiednim momencie . no to chyba wszystko co myślę . aa .. jeszcze jedno, imię Dominica jest beznadziejne .
OdpowiedzUsuńx
Idzie Ci pisanie ! Jest świetny ,nawet nie wiesz jak bardzo ;d
OdpowiedzUsuńnastępny proszę : )
OdpowiedzUsuńco tu pisać . świetny jak zawsze : D
faajne . ♥
OdpowiedzUsuńMarta ~:D
Piszesz ZAJEBIŚCIE.
OdpowiedzUsuńNawet nie mogę sobie wyobrazić ile musisz się nastarać i napisać żeby móc opublikować coś tak wspaniałego jak rozdziały tu. <3
Coco xx
Jezu!! Jak mogłaś skonczyć w takim momencie?! ;D
OdpowiedzUsuńPisz, pisz, pisz, pisz, pisz dalej bo ja tu umieram !
Świetna jesteś ;*
Kiedy następny? <3
Iza :)