poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 9.

- Myślicie, że to dobry pomysł? - spytała patrząc się tępo w okno.
- Najlepszy. Meg, tylko pomyśl. - Harry stanął tuż obok niej. - To zaledwie kilka dni, a on w tym czasie...
- No co? Zrozumie, że to był tylko jeden nic dla niego nie znaczący pocałunek, a nadal kocha swój ideał kobiety, Eleanor. Dajcie spokój chłopaki, ale... ale i tak chyba będę musiała to zrobić.
- Nie mów czegoś czego sama nie jesteś pewna. - Liam także do niej podszedł. - Zależy ci na nim, jemu na tobie też. Lubicie się bardziej niż wam się wydaje, więc błagam weź mi tu nie wyjeżdżaj z jakimś ideałem.
Odwrócił ją do przodem do siebie i uważnie zlustrował jej twarz. Oczy lekko podpuchnięte od płaczu, w których znów na nowo zbierały się łzy. Przytulił ją do siebie przy czym nie protestowała, wiedziała, że przy nich nic jej się nie stanie.
- Gdzie Lou? - spytała odsuwając się od przyjaciela.
- Wyszedł po zakupy.

Przestronny pokój w kolorach brzoskwini. Walizki do połowy zapakowane na brzegu dokładnie zaścielonego łóżka. Co chwilę na pościeli przybywało coraz więcej rzeczy czekających tylko na spakowanie.
- Ucieczka. - prychnęła Meg wyciągając z szafy kolejny sweterek. - Zachciało mi się uciekać.
Usiadła na podłodze obok łóżka z bluzką w ręce i poczuła kolejny raz już tego dnia, że z jej oczu płyną kolejne litry łez. Nie płacz głupia, nie płacz. Zanim przyjechała do domu zahaczyła jeszcze o swoje miejsce pracy. Poprosiła szefową o dwa tygodnie urlopu chorobowego. Zgodziła się bez żadnych komentarzy widząc swoją pracownicę w takim stanie. Z chłopakami pożegnała się dużo wcześniej, zanim opuściła całkowicie ich posiadłość. Żegnając się z Niall`em czy z Zayn`em nie czuła, aż takiego bólu. Z Liam`em było gorzej. Niby młodszy od niej, a tak bardzo dojrzały, pomocny i kochany. Przy uścisku z Harry`m ledwo co powstrzymywała się od płaczu, kochała go jak młodszego braciszka, którego nigdy nie mogła mieć. Gdy wtuliła się w szyję Louis`a musiała zacisnąć powieki tak mocno, że przez kilka sekund po ich otworzeniu nie mogły uspokoić się zawroty głowy. Żegnała się z nim nie wiedząc, że będzie z tego powodu tak bardzo cierpieć. Żegnał się z nią, nie wiedząc, że wyjeżdża, że nie wiadomo kiedy znów się zobaczą. Z już zapakowaną walizką zeszła powoli ze schodów. W salonie zatrzymała się na moment i wyciągając kartkę i długopis nakreśliła na kartce kilka słów na wszelki wypadek dla Lou, który to bez zapowiedzi lubił wpadać do jej domu. Ostatnie spojrzenie na wnętrze domu. Wyszła zabierając walizkę, torbę podręczną, torebkę i Brutala w specjalnym koszyku. Zasiadła za kierownicą swojego Volvo z Brutalem u boku i wyjechała powoli na zatłoczoną londyńską ulicę kierując się do domu oddanej przyjaciółki.

Po dość długiej i wyczerpującej jeździe Meg zatrzymała samochód pod jednym z wielu domków jednorodzinnych w miejscowości znajdującej się ponad dwieście kilometrów od Londynu. Wysiadła powoli z samochodu nie biorąc ze sobą nic prócz komórki, którą miała w kieszeni. Stanęła przed żelazną czarną bramką i naciskając klamkę pchnęła ją. Szła ścieżką wyłożoną kolorowymi kamyczkami, a po jednej ze stron rósł szlak barwnych kwiatów. W końcu to wiosna, początek wszystkiego. Szkoda, że nie dla niej, nie w tym momencie. Powolnym krokiem doszła do dużych frontowych drzwi. Drżącym palcem nacisnęła dzwonek i czekała, z niecierpliwością czekała na to, aż ujrzy w tych drzwiach pogodną twarz swojej przyjaciółki. Nie musiała wcale długo czekać. Usłyszała jej krzyk z wnętrza domu i po chwili zobaczyła zgrabną blondynkę przed sobą, z dość zdziwioną miną.
- Meg! - krzyknęła zadowolona i niesamowicie zaskoczona z jej odwiedzin. Zawsze zapowiadała swoje przyjazdy, aż do teraz.
- Dominica. - przytuliły się na przywitanie. Obie za sobą tęskniły, nawet nie wiedziały, że aż tak bardzo.
Pół godziny później siedziały już w przytulny salonie blondynki, popijając gorącą kawę z niebieskich kubków.
- Opowiadaj. Co się takiego stało, że przyjechałaś bez zapowiedzi. - powiedziała Dominica odkładają kubek na stół.
- Nic się nie stało. Stęskniłam się za tobą więc jestem. - wzruszyła ramionami patrząc w punkt gdzieś ponad głową blondynki.
- Meg, znam cię. Wiem, że coś jest na rzeczy.
Rozpłakała się, po prostu się rozpłakała. Kolejny raz tego dnia. Znów dała upust emocją. Dominica przytuliła ją do siebie gładząc delikatnie po plecach. Uspokajało ją to. Gdy Megan już o wiele spokojniejsza usiadła w normalnej pozycji, Nika ponowiła pytanie zadanie wcześniej.
- Wszystko zaczęło się od zerwania Louis`a i Eleanor... - zaczęła opowiadać. Streściła jej wszystko od rozmowy z byłą Lou, przez kłótnie i sceny w barze po sam wczorajszy pocałunek.
- Nie chciałabym ci czegoś wmawiać, ale kochasz go.- powiedziała przyjaciółka.
Meg spojrzała na nią i posłusznie pokiwała głową. Teraz dopiero sobie uświadomiła jak bardzo zależy jej na Lou i jakim uczuciem go darzy i to nie błahym uczuciem. Miłością, którą obdarza tylko jego. Jej idealnego przyjaciela, bez którego nie wyobraża sobie przyszłości, nie wyobraża sobie kolejnych dni, bez niego przy jej boku. Po prostu chce, żeby był. Nawet nie z nią, ale przy niej, już teraz, już na zawsze.
- Ale chyba powinnaś do niego zadzwonić, powiedzieć, gdzie jesteś. Pewnie i tak będzie cię szukał.
- Nie, tak jest lepiej. Nie dowie się gdzie jestem, a ja za jakiś czas wrócę i wszystko będzie jak dawniej. No prawie wszystko.
- Ale Meg..
- Nie, Dominica. Obiecaj mi, że zachowasz mój pobyt tu w tajemnicy, obiecaj, że nie wydasz mnie Louis`owi.
Westchnęła głośno i przytaknęła. Kolejne tematy ich rozmowy były bardziej codzienne. Zagadały się tak na temat gry na gitarze Niki, że nawet nie zauważyły mijającej już godziny dwudziestej drugiej.

Znudzony Louis właśnie miał zamiar jechać do Meg. Ten wczorajszy pocałunek wywoływał u niego mieszane uczucia, dlatego właśnie teraz musiała to wszystko wyjaśnić z nią. Zapytać, co tak na prawdę dla niej to znaczyło, czy to samo co dla niego? Czy może coś kompletnie innego. Bał się jak cholera jej odpowiedzi. Nie informując chłopaków wsiadł w samochód i ruszył do kwiaciarni, w której powinna się dziś znajdować. Jaki był zaskoczony, kiedy za ladą zastał kogoś innego, a osoba pytana o Meg wzruszyła tylko ramionami. Lekko zdenerwowany brakiem jego przyjaciółki w pracy ruszył do jej domu. Raptownie ruszył z parkingu przed kwiaciarnią i ulicami w trybie natychmiastowym znalazł się pod odpowiednim domem. Zaczął pukać i dzwonić dzwonkiem na przemian. Nic to niestety nie dało. Bez zastanowienia wyciągnął klucz, który miał zawsze schowany w portfelu i wszedł po domu. Na pozór wszystko wyglądało tak jak zawsze, niczego nie ubyło. Dopiero, gdy wszedł do sypialni zdziwił się kompletnym brakiem ubrań w otwartej szafie. Zeszedł pośpiesznie na dół. Przechodząc przez salon rzuciła mu się w oczy biała kartka złożona na pół, leżąca na szklanym stoliku. Podszedł biorąc kartkę w ręce. Czytaj tekst z drżącymi rękami. 
Lou, 
wiem, że prędzej czy później zajrzysz do mojego domu, ale mnie tu już nie będzie. To ostanie nasze pożegnanie, było poważniejszym niż Ci się wydawało. Przepraszam, że wcześniej Ci tego nie powiedziałam, ale tak jest lepiej. Nie ma mnie teraz z Tobą co jest dla Ciebie o niebo lepsze do dalszego kochania Eleanor. Walcz o nią jest Ciebie warta. Pewnie zastanawiasz się gdzie teraz jestem. Jestem w miejscu, gdzie nie grodzi mi nic oprócz pogryzień Brutala, więc proszę Cię nie dzwoń, nie pisz, nie kontaktuj się ze mną. Zapomnij na jakiś czas o mnie i o tym co działo się wczoraj. 
Twoja Meg. 
Rzucił kartkę i raptownie wyciągnął z kieszeni telefon, wybierając od razu numer kontaktowy z Megan. Jeden, drugi, trzeci sygnał nic ... później już tylko poczta. 
- Cholera! - zaklął i wybiegł z mieszkania. 

__________________________
i jak wam się podoba? ; > 
bo mi nawet, nawet < 3

czwartek, 24 maja 2012

Rozdział 8.

 Rozdział dedykuję tym wszystkim, którzy skomentowali moje wcześniejsze wypociny! <3

Louis pochylił się nad Meg, tak, że ich twarze, ich usta dzieliły milimetry. Nadal trzymał dłoń na ej policzku, którą zaczął przesuwać po jej bladej kruchej twarzy ku rozchylonym wargom. Poczuła jego przyśpieszony oddech na swoich spierzchniętych ustach. Powoli z taką delikatnością i ostrożnością przesunął opuszkiem wskazującego palca po dolnej części jej ust. Zdziwiona i jednocześnie zachwycona jego zachowaniem rozchyliła lekko wargi, gdy jego palec zatrzymał się w kąciku jej ust. Zadrżała, gdy ich usta prawie się stykały. Spojrzała w jego niebieskie oczy, które wyrażały coś czego nie mogła opisać.Jeszcze nigdy w taki sposób na nią nie patrzył. Jego oczy nim niezmącona tafla pięknego jeziora, spokojna, ozdobiona lekko tą iskierką w rogu. Przeniosła swój wzrok na niego kształtne usta, które niejednokrotnie się do niej uśmiechały lub całowały jej zarumieniony purpurowy policzek. Przejechał językiem po dolnej wardze i stało się... Ich spragnione usta zetknęły się ze sobą. Delikatnie smakował ust dziewczyny siedzącej przed nim. Wiedział, że nie powinien, ale teraz się tym nie przejmował, teraz poczuł coś czego od dawna nie czuł. To samo czuła ona. W jej drobnym ciele buszowało nie tyle co kilka motyli, a gigantyczne stado wściekłych os. Całowała go z myślą o tym, że nie może, że nie powinni, a jednak dalej to robili. Wplótł rękę w jej rozsypane kaskadami na plecy włosy przyciągając delikatnie do siebie, a zarazem pogłębiając pocałunek. Zaskoczona jego nagłym zachowaniem położyła swoje małe dłonie na jego opalonym nagim karku. Rozchylił językiem jej czerwone od przyjemności wargi i wtedy się opamiętała i zarazem wytrzeźwiała. Odsunęła się od niego, a w myślach naszła ją Eleanor. Co z tego, że okłamała jej Louis`a, jeżeli on nadal kocha swój ideał.
- Nie możemy. - wyszeptała odsuwając twarz w innym kierunku.
- Meg, przepraszam jeżeli cię uraziłem... - dotknął dłonią jej ramienia.
- To nie chodzi o to. - spojrzała w jego oczy.
- Więc nie rozumiem. - westchnął.
- Kochasz ją. - wyszeptała i zamknęła powieki by tylko się nie popłakać, nie znowu, nie teraz, nie przy nim.
Wypowiedziała zaledwie dwa słowa, a już zrozumiał co miała na myśli. Tak, Eleanor znaczyła dla niego dużo, ale Meg... Już sam nie wiedział co do nich czuje, czego od nich oczekuje i z którą chce spędzać każdą wolną chwilę.
- Zostaw mnie samą. - jej głos wyrwał go z rozmyślań.
Spojrzał na jej lewy profil twarzy i westchnął. Chciał dla niej jak najlepiej, a chyba przed chwilą to zepsuł. Wstał z łóżka i powoli opuścił pomieszczenie zostawiając dziewczynę samą. Oparł się plecami o drzwi i wyszeptał : Jesteś idiotą Tomlinson, jesteś idiotą.

Została sama w jego pokoju i dała spokojnie spłynąć łzom z czerwonych od płaczu oczu poprzez bladą twarz, aż do momentu spadania łez na jej chude dłonie.
- Co ty w ogóle sobie myślałaś, że co? Że przesztanie ją kochać? Idiotka. - powiedziała do siebie i zaniosła się szlochem z bezradności. Dotknęła palcami warg, tak delikatnie, tak ostrożnie jakby bała się stracić smak jego ust na swoich. Przejechała palcem po dolnej wardze i rozmarzyła się. Co by było gdyby zapomniał o Eleanor? Jakby pokochał kogoś innego? Jakby pokochał ją? Marząc o swoim przyjacielu zasnęła. Właśnie, czy może go nazwać przyjacielem, kiedy poczuła do niego coś zupełnie innego niż powinna?

Obudziło ją lekkie szturchanie w ramię i pomrukiwanie jej imienia. Ktoś mówił strasznie niewyraźnie. Otworzyła oczy i zobaczyła najlepszy widok jaki mógłby jej się dzisiaj z rana trafić. Liam siedział na podłodze oparty plecami o łóżko z tacą za śniadaniem z boku.
- Doooobry! - przeciągnęła ziewając szeroko.
- Widać, że dobry. - powiedział podając jej kubek pełen mocnej kawy.
Zamoczyła usta w ulubionym płynie i westchnęła ciężko.
- Chyba jednak nie jest taki dobry. - usiadł obok niej na łóżku przypatrując się jej poczynaniom.
Odłożyła gorący kubek na szafeczce i spuściła głowę starając ułożyć sobie to wszystko w głowie.
- Liam, bo ja... całowaliśmy się wczoraj. - powiedziała szybko jakby z obawą i ostrożnie z niepewnością spojrzała na jednego z piątki przyjaciół płci męskiej. Przez jego twarz przebiegł uśmiech, który starł się ukryć, co i tak nie wychodziło mu zbyt dobrze, ponieważ jego oczy świeciły z powodu wczorajszych wydarzeń pomiędzy dwójką jego przyjaciół. Wiedział, że się na to zanosi, ale co miał jej powiedzieć, no co? Że i tak lubią się bardziej niż powinni, ba, że się kochają! 
- Liam. - powiedziała błagalnie oczekując od niego odpowiedzi. Otworzył usta, które po chwili zamknął, gdy przez otwarte drzwi do pokoju wpadła trójka chłopaków.
- Zacznie się spowiedź. - pomyślała i znów napiła się z kubka przyniesionego przez Liam`a.

____________
napisałam coś takiego. wiem, że pewnie zepsułam tą scenę z pocałunkiem, no ale inaczej pisać nie umiem.
Miłego czytania i czekam na minimum 10 komentarzy. dla was to zaledwie chwila a dla mnie motywacja i zaciesz na następny tydzień. *____* 
 

piątek, 18 maja 2012

Rozdział 7.

Wbiegł po schodach pokonując dystans w zaledwie kilku susach. Wpadł do pokoju jakby się paliło. Meg siedziała na łóżku cała zapłakana, obejmując się zmarzniętymi ramionami. Podszedł do niej tak szybko, że aż się zlękła. Odsunęła się po ścianę i pisnęła przerażona. Tak, nie pomyślał o tym, że jest ciemno i nie za dobrze może widzieć jego sylwetkę czy twarz. Zapalił malutką lampkę nocną, która blado oświetlała jasne ściany pokoju i ją skuloną na łóżku.
- Cii, nie ma co się bać.
Usiadł na łóżku, które ugięło się pod ciężarem jego ciała. Kiedy zobaczyła twarz Louis`a lekko się uspokoiła, ale nadal była przerażona myślą, że tamten w każdym momencie może wyjść z mroku, który ją otacza.
- Już jest dobrze. Jestem w pobliżu. - niepewnie dotknął jej dłoni ściskającej zmiętolone prześcieradło. - Już spokojnie.
Niewytrzymała. Ponownie wybuchnęła płaczem krztusząc się łzami. Jej oczy wpatrzone tępo w okno bez żadnego blasku, bez tych iskierek, które jeszcze wczoraj mógł je w nich zobaczyć. Przysunął się do niej trochę bliżej z zamiarem otulenia jej ramieniem, by choć przez moment poczuła się przy nim bezpieczna. Meg widząc jego zamiar, tak bardzo chciała znaleźć się w jego ramionach, ale tak bardzo bała się, że jeśli przytuli się do niego, Louis zniknie, a zamiast niego pojawi się facet robiący jej krzywdę. Zaryzykuje, momentalnie po wychwyceniu tej myśli z mózgu zawiesiła ręce na mocnej szyi Tomlinson`a i wtuliła głowę w jego zagłębienie na szyi. Otulił ją delikatnie ramionami wdychając zapach jej włosów.

Li siedział w salonie szerze martwiąc się stanem swojej przyjaciółki.
- Jak myślicie, ten facet zrobił jej coś poważnego?
Niall także się przejmował, zresztą jak każdy z nich.
- Fizycznie to może nie, ale uraz psychiczny będzie miała już na zawsze. - powiedział Zayn przeczesując ręką włosy.
- Dlaczego to stało się akurat jej? Dlaczego zawsze wszystko co najgorsze musi spotkać tych dobrych ludzi?
Harry przeżywał to prawie tak samo jak Lou. Megan był i nadal jest dla niego jak taka starsza siostra, jeśli miał problem z jakąkolwiek sprawą, zawsze, ale to zawsze mu z tym pomogła. Czasami nawet chciał, by to właśnie ona zajęła wcześniejsze miejsce Eleanor.

Louis siedział tuląc w swoich silnych ramionach, Megan, która właśnie teraz czuła się bezpieczna. Jak wiele by dała, by móc siedzieć z nim tak codziennie, nie tylko wtedy, gdy jest w rozsypce, ale bez niczego, tak po prostu. 
- Zachowujesz się jakbyś była, zakochana . - przebiegło jej przez myśl. Ale rzeczywiście, nie pragnęli siebie jako przyjaciół, oboje chcieli czegoś więcej, tylko, że jeszcze żadne z nich nie wypowiedziało tego głośno i pewnie. Spokojnie wdychała zapach jego skóry myśląc nad tym wszystkim.
- Przepraszam. - usłyszała szept przy swoim uchu.
Podniosła głowę patrząc w jego smutne jasne oczy.
- Louis, za co?
- Za wcześniejsze zachowanie. Wiem, że poczułaś się urażona, ale ja naprawdę nie chciałem. Meg, przepraszam. 
Położył swoją rozgrzaną dłoń na jej policzku przesuwając po nim delikatnie.
- Przepraszam. - powtórzył cicho, nadal patrząc jej prosto w oczy.
- Byłeś po prostu szczery...- wymamrotała spuszczając wzrok.
- Nie, nawet tak nie mów. - podniósł jej podbródek tak, aby ich spojrzenia znów się spotkały. - Nie mów tak. 
Przeniósł wzrok na jej lekko rozchylone usta i naszła go ta cholerna chęć pocałowania swojej przyjaciółki. Zbliżył twarz ku jej i....

__________
jak sami widzicie cierpię na brak weny... -,-
' nie wicie co w moim sercu się kryje '
czekam na wasze komentarze. ;D jeśli pojawi się minimum 10 kom, to zacznę pisać nowy rozdział. < 3

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 6.

 Rozdział dedykuję Dużej. Dziękuję bardzo, za te rozmowy, kochana. < 3



Kiedy Lou wraz z resztą zespołu znalazł się w zaułku, na początku stanął jak wryty. Meg, jego Meg, jego przyjaciółka kucała przy ścianie cała zapłakana, z czarnych tuszem na jej smukłych bladych policzkach i rozchylonych czerwonych krwistych ustach, które teraz prosiły o pomoc. Nad nią stał dobrze zbudowany facet po trzydziestce, z zarostem i ostrym wyrazem twarzy. W swojej obleśniej łapie trzymał podarty niebieski żakiet Meg. Louis nie patrząc na to, że owy facet, może powalić go jednym ciosem podbiegł do nich i odepchnął go, tak, że skołowany wpadł na pobliski srebrny śmietnik. Louis nie zważając na nic, kleknął przy Meg i odgarnął z jej twarzy pasmo przyklejonych przez łzy do policzka włosów. Wzdrygnęła się gdy jego palec dotknął jej policzka.
- Lou. - wychrypiała przerażona. W jej oczach krył się strach po tym co przeżyła i przed tym co ma się zdarzyć. Drżała z każdym jego dotykiem. Nadal czuła na sobie ręce tego, tego...faceta. Uważnie obserwował każdy jej ruch, każde spojrzenie. Widać było, że w tej chwili bała się nawet jego. Spokojnie uniósł swoje trzęsące się dłonie, nie chciał, aby się przestraszyła, nie wiedział co przed chwilą tu zaszło. Uniósł je i położył delikatnie na jej bladych policzkach, skierował jej twarz na swoją i ich spojrzenia się spotkały. Roztrzęsiona zatopiła spojrzenie w jego niebieskich spokojnych tęczówkach, które wielokrotnie uspakajały ją, były tylko dla niej. Właśnie w takich momentach, kiedy patrzyli sobie prosto w oczy, uświadamiała sobie, że ma przy sobie skarb. Skarbem jest mieć takiego przyjaciela jak on. Pomimo tych wszystkich sprzeczek w okresie ich przyjaźni zawsze byli dla siebie, zawsze mogli na sobie polegać. I tak było i tym razem. Przymknęła powieki, by uspokoić palpitacje serca, już sama nie wiedziała od czego, czy przez strach czy przez obecność Louis`a przy niej. Kciukiem starł czarną smugę po tuszu z jej lewego policzka i pogładził go ostrożnie palcem.
- Meg. - szepnął. Leniwie otworzyła oczy i znów na niego spojrzała. - Chodźmy stąd.
Pokiwała posłusznie głową i złapała jego wyciągnięta dłoń w jej kiernuku. Wstała powoli, lekko się chwiejąc. Lou cały czas pilnował ją wzrokiem, którego ani na moment od niej nie odrywał. Bał się, że jeśli odwróci się choć na skrawek sekundy ona znów zniknie i stanie jej się krzywda. A drugi raz nie chce przeżywać tego co teraz dzieje się w jego umyśle, a tym bardziej w jego sercu. Meg stanęła na nogi i od razu została okryta bluzą przyjaciela. Zarzucił jej brązowy materiał na ramiona i przytulił do siebie. Bał się o nią. Szli powoli, w zasadzie to on szedł prowadząc ją przy sobie, otaczając bezpiecznym ramieniem. Gdy wychodzili z tego zaułka, odwróciła się jeszcze ostatni raz i zobaczyła chłopców. Niall`a, Liam`a, Harry`ego i Zayn`a, którzy pomagali temu ostatniemu odwdzięczyć się za to, w jakim stanie znaleźli swoją przyjaciółkę.Malik ostatni raz kopnął już dość poturbowanego faceta i odwrócił się w jej kierunku razem z pozostałymi. Uśmiechnął się lekko do niej, jakby dodając jej otuchy. Popatrzyła na niego z podzięką w oczach i uniosła prawie nie zauważalnie kącik jej czerwonych warg. Louis otworzył jej drzwi ich samochodu i gdy już bezpieczna siedziała w środku zajął miejsce obok niej i otoczył ją pomocnym ramieniem, dając znak, że będziesz przy niej i nie pozwoli jej już skrzywdzić. Gdy przejechał po jej ramieniu ręką, wzdrygnęła się i prawie niezauważalnie odsunęła się od przyjaciela. Nadal miała wrażenie, że dotyka ją ten typ. Chciała wyrzucić to z głowy, ale wiedziała, że będzie to trudne, wiedziała, że będzie obawiać się każdego dotyku mężczyzny. Do samochodu weszli zadowoleni chłopcy ze swojego wyczynu.
- Li, weźmiecie samochód Meg? - spytał Louis podając mu kluczyki, które wcześniej wyciągnął z jej torebki.
Payne zgodził się i biorąc ze sobą Zayn`a wyszedł z samochodu i skierował się w stronę auta Meg, które nadal stało przed klubem, tym przeklętym dla niej klubem. Z przebiegu wydarzeń wychodzi, że już chyba żadne z nich, nikt z ich szóstki nie zajrzy do tego klubu, nawet taki imprezowicz jak Zayn.
Harry usiadł za kierownicą i po zapięciu pasów ruszył ostrożnie w stronę domu. Był bardzo dokładnym, niekiedy aż za dokładnym kierowcą, ale to właśnie dzięki niemu, mógł wozić jeszcze cały zespół w jednym kawałku na próby, czy też inne zdarzenie związane z ich zespołem. Z One Direction.Meg siedział z tyłu pomiędzy Lou, który nadal obejmował ją ramieniem i od czasu do czasu pogładził ją po nic, a Niall`em który co chwilę patrzył na Meg.
- Meg.... - zaczął w pewnym momencie wyciągając dłoń w jej kierunku. Gdy zobaczyła jego dłoń zaledwie parę centymetrów od jej ciała, zadrżała i mocniej zacisnęła rękę, w której i tak do tej pory miętoliła kolorową koszulkę w paski.
- Niall nie. - zaprotestował Louis zagarniając ją ramieniem bardziej do siebie.
- Ale co nie? - spytał. Najwidoczniej nie zauważył jak Meg reaguje, na każdy ruch mężczyzny.
- Nie teraz. - powiedział spokojnie Lou, patrząc uważnie na dziewczynę w jego ramionach.
Otulona jego bluzą, z twarzą przyciśniętą do jego ramienia zamknęła oczy i powoli odpływała w krainę snów, gdzie powinna być spokojna. Gdy już jej powieki zamknęły się i zaczęła oddychać równomiernie Louis odetchnął z ulgą. To wszystko nie skończyło się, aż tak bardzo źle. Zdążył, by trzymać ją teraz w ramionach. Nawet nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby odpuścił sobie to dzwonienie, a miał zamiar to zrobić. Powoli zbliżali się do posiadłości chłopaków. Każdy z nich zagłębiony w swoich myślach, milczeli. Harry wjechał samochodem pod drzwi na tyle ile było to możliwe, by obejść się bez jakichkolwiek plotek na temat tego co się działo i teraz dzieje u nich w domu. Meg nie zniosła by tego, jeśli jeszcze by była główną sensacją w gazetach. Hazz otworzył drzwi Louis`owi, by ten po chwili wysiadł z samochodu razem z Megan na rękach i wszedł do oblanego ciemnością domu. Niall idący przed nim zapalił światło w salonie, by mógł tam położyć nadal śpiącą Meg. Tomlinson pokręcił tylko głową i skierował się w stronę schodów. W połowie drogi, dziewczyna zaczęła się wiercić w jego uścisku jakby śniło jej się coś przed czym ma się wyrwać, jakby miała przed czymś uciekać.
- Cii. Spokojnie. - Lou przystanął i zaczął gładzić delikatnie jej ramie. Co ten facet zrobił? Co ten typ zrobił z jego przyjaciółką? Takie pytania chodziły mu po głowie. Sam nie wiedział, do jakiego on posunąłby się stopnia jakby spotkał tego faceta na ulicy. Pewnie nic dobrego by z tego nie wszyło i to z pewnością nie dla Louis`a. Gdy Meg uspokoiła się trochę, ruszył dalej po schodach, nadal nerwowo na nią spoglądając. Otworzył sobie drzwi nogą i wszedł do przestronnego pomieszczenia, które spełniało funkcję jego pokoju. Położył dziewczynę delikatnie na łóżku, a sam przysiadł obok niej. Leżała teraz taka bezbronna, taka niespokojna. Odgarnął jej delikatnie włosy okalające jej twarz i westchnął głośno.
- Moja mała Meg. - zawsze tak do niej mówił. Była jego przyjaciółką, ale teraz to chyba się zmieniło. Patrząc teraz na nią, kołatały w nim inne uczucia niż zwykle. Fakt, zawsze chciał jej bronić czy dodawać otuchy, ale teraz...teraz mógłby zabić za skrzywdzenie jej osoby. I w pewnym sensie to zamierzał, zamierzał zemstę na każdym, na każdej osobie, która sprawi jej przykrość. Zdjął z jej zmęczonych stóp buty na wysokim obcasie i przykrył ją szczelnie kołdrą. Ostatni raz spojrzał na jej twarz, która teraz była wykrzywiona w grymasie i wyszedł z pokoju cicho zamykając drzwi. Zszedł po schodach i dołączył do chłopaków siedzących w salonie, przy włączonym telewizorze, którego wcale nie oglądali.
- Dzięki, chłopcy. - powiedział siadając obok Harry`ego na kanapie.
- Nie masz nam nawet za co dziękować, przecież wiesz, że nam też zależy, żeby Megan była bezpieczna. - powiedział Li, gładząc przyjaciela po ramieniu.
- Wiem, ale gdyby nie to, że tam pojechaliśmy....nawet nie chcę sobie tego wyobrazić, co ten facet mógłby jej zrobić. 
Zakrył twarz rękoma i pochylił się do przodu. On wiecznie radosny, teraz siedział i powstrzymywał się od płaczu.
- Lou. - Harry usiadł bliżej niego otaczając go ramieniem. - Lou, ona jest z nami. Jest teraz w twoim pokoju i śpi. Wszystko zmierza ku dobremu końcowi. Nie patrz na to co było, patrz na to co będzie, co będzie z nią.
- My też, będziemy starali się nią opiekować, przecież to też nasza przyjaciółka. - dodał Zayn, patrząc uważnie na Louis`a.
- Właśnie, przyjaciółka. - powiedział Lou podnosząc głowę. - Dla was może tak, dla mnie już chyba nie.
- O czym ty mówisz? -Niall siedzący na przeciwko niego, aż się poderwał z miejsca.
Już Louis miał odpowiedzieć na pytanie Irlandczyka, kiedy z piętra dobiegł krzyk przerażonej dziewczyny. Tomlinson poderwał się czym prędzej z miejsca i ruszył ku...no właśnie, do kogo on tak właściwie biegł po tych schodach, by dać bezpieczeństwo i schronienie. Kim teraz ona dla niego będzie? 

_____________
w końcu napisałam jakiś rozdział. uh. wiem, wyszedł z tego jeden wielki opis i nie wyszło tak jak chciałam, ale mam nadzieję, że jednak nadaje się do czytania. ; ) 
Czekam na wasze opinie, co do rozdziału.  < 3

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 5.

Wyjechała z posiadłości chłopaków. Jeszcze zdążyła zauważyć, że Liam wybiegł za nią, zanim zniknęła za kolejnym budynkiem. Jak Lou mógł powiedzieć coś takiego? Nie rozumiała dlaczego wyżył się akurat na niej? No i za co? Przecież powiedziała prawdę. Starła kciukiem łzy z policzka i zaparkowała pod klubem, do którego często chodziła z chłopakami. Wysiadła z samochodu biorąc torebkę i zamykając go, ruszyła w stronę wejścia. Kolejka przy drzwiach ciągnęła się w nie skończoność. Miała na tyle dobrze, że znała ochroniarza, którego poznała przez Louis`a ... i znowu on! Wszystko w około przypomina tylko jego. Potrząsnęła głową jakby to miało jej pomóc w wyrzuceniu chłopaka ze swoich myśli.
- Siemanko Meg.
Przywitał ją ochroniarz pilnujący wejścia. Ubrany na czarno z rękami założonymi na piersi puścił do niej oczko.
- Dzisiaj bez chłopaków? Czy może Zayn już nie jest w stanie?
No tak, Chris, bo tak miał na imię ochroniarz, kumplował się z Malikiem. Często razem balowali do samego rana, a na drugi dzień Zayn przez pół dnia z pokoju nie wychodził, jeżeli w ogóle wychodził.
- Dzisiaj bez nich, sama muszę odreagować.
Wymusiła uśmiech i żegnając się weszła do budynku. W jej nozdrza uderzył zapach alkoholu, dymu nikotynowego i nie wiadomo czego jeszcze. Przecisnęła się pomiędzy dziesiątkami ludzi, by dostać się do baru znajdującego się po przeciwnej stronie. Gdy już uporała się z masą deptających ją osób, usiadła przy barze kładąc torebkę przed sobą. Zamówiła coś, co polecił dość przystojny barman i przeczesała wzrokiem salę. Pełno prawie wcale nie ubranych lasek i wysmarowanych opalaczem Kenów. Ludzi, którzy robią z siebie bóstwa, a tak na prawdę straszą na ulicy. Gdzieś w kątach na pewno obściskiwały się pary pod wpływem alkoholu lub robiły coś innego w co raczej nie chciała wnikać. Ujęła szklankę w dłonie i popatrzyła tępo w blat.
- Twoje zdrowie Eleanor. - mruknęła do siebie w wypiła połowę szklanki na raz. Skrzywiła się. - Mocne.
Meg zawsze miała słabą głowę do picia, więc już po drugim drinku zaczęło szumieć jej w głowie. W międzyczasie odrzuciła chyba z piętnaście połączeń od Tomlinson`a. Po wypiciu trzeciej szklanki tego kolorowego cholerstwa wyszła na dwór, by trochę się przewietrzyć, bo zaczęło jej się robić duszno. Znalazła jakieś tylne wyjście, zawiesiła torebkę na ramię i pchnęła drzwi. Czując jak jej ciało owiewa zimne nocne powietrze, zamknęła drzwi z trzaskiem i oparła się plecami o mur. Rozległ się dźwięk jej dzwonka. Z  wielką trudnością wyciągnęła urządzone z torebki i patrząc na ekran komórki odrzuciła połączenie. Znajdowała się w jakimś ślepym zaułku, gdzie stały tylko puste skrzynki i kilka koszy na śmieci. Popatrzyła się tępo w ścianę myśląc o swojej głupocie. Upiła się i to dość bardzo, bo już miała małe kłopoty z refleksem, a do tego wszystkiego Louis nie rozumie, że nadal nie chce z nim gadać i ciągle wydzwania. A żeby ją jeszcze bardziej dobić niedaleko niej stanęło dwóch już dość wstawionych facetów. Przestraszyła się, gdy jeden z nich zaczął się w nią dość dziwnie patrzeć. Znów zaczął dzwonić jej telefon, tak się zlękła, że aż upuściła torebkę, która trzymała w ręce. Tym razem postanowiła odebrać.
- Meg, w końcu. - widocznie odetchnął w ulgą dzwoniący Louis.. - Mogłabyś wrócić na chwilkę, chyba musimy coś sobie wyjaśnić.
- Nie mam jakoś ochoty, na rozmowę z tobą. - powiedziała lekko mamrocząc.
- Meg! Ty jesteś pijana! Gdzie jesteś?
- Wcale nie jestem pijana, Lou. I w ogóle co cię obchodzi mój los.
- Jesteś nadal moją przyjaciółką, więc się martwię...
W tym momencie jeden z facetów stojący nie daleko zachwiał się i zaczął iść w stronę i tak już przestraszonej Meg.
- Loui, boję się. - wyszeptała do telefonu.
- Co się dzieje? Gdzie jesteś? Zaraz tam będę. - chciał bronić ją przed wszystkim, pomimo ich wcześniejszej kłótni.
- Nie wiem, nie pamiętam, gdzie! W klubie. Loui, proszę przyjedź.
I to by było na tyle z ich rozmowy, gdyż facet stojący przed nią wyrwał jej telefon rzucając do pobliskiego śmietnika.
- No to teraz możemy się porządnie zabawić. - wymamrotał w jej stronę przypierając ją do ściany.

- Cholera! - zaklął Louis, kiedy połączenie zostało zerwane. Narzucił na plecy bluzę i zbiegł na dół. W salonie siedzieli chłopcy oglądając jakiś film, Tomlinson zaczął przewracać wszystko na około w poszukiwaniu kluczyków do samochodu.
- Coś ty taki zdenerwowany? - spytał Liam na przyglądając się bacznie przyjacielowi.
- Żebym jeszcze wiedział dokładnie o co chodzi o bym ci może powiedział, ale sam do cholery tego nie wiem! - krzyknął odrzucając poduszkę na drugą stronę pomieszczenia.
- Loui spokojnie, co się dzieje? - podszedł do niego Loczek i potrząsnął przyjacielem.
- Bo Meg... ona gdzieś jest i się boi. Nie wie gdzie, bo się upiła, ale się czegoś obawia. Martwię się o nią Hazz. - wymamrotał patrząc przyjacielowi w oczy. 
- Spokojnie, już po nią jedziemy. Chodźcie chłopaki.
Na rozkaz Lokowatego wszyscy wyszli z domu i zaczęli poszukiwania przyjaciółki.
- A powiedziała Ci chociaż w jakim miejscu się znajduje? - spytał Liam siedzący z tyłu i patrząc z uwagą na ludzi przechodzących chodzinkiem.
- W jakimś klubie, nie pamiętała nazwy - denerwował się dalej Lou. Siedział z przodu na miejscu pasażera i obracał się na wszystkie strony jakby Megan miała w tej chwili wybiec gdzieś na ulicę.
- Wiem!- krzyknął Zayn. - Harry, jedź tam gdzie pilnuje Chris. Przecież zawsze tam z nami chodziła. 
- Już się robi i Loui opanuj się trochę, przecież nic jej nie jest. - pocieszał Niall do przyjaciela.
Zaparkowali pod klubem, pod którym kolejka nadal rosła. 
- Patrzcie! Jej samochód, musi tu być. - Niall wskazał na volvo Meg.
- Chodźcie do środka. Może jest tam. 
- Cześć stary. - przywitał się z ochroniarzem Zayn. - Widziałeś może gdzieś Meg?
- Cześć Zayn. - podał mu rękę. - Wchodziła do środka i powiedziała, że musi odreagować czy coś. 
- Dzięki za informacje. Na razie. 
Pożegnali się i One Direction weszło do klubu. Tak, akurat o tym nie pomyśleli, że są sławni, weszli do pomieszczenia pełnego napalonych nastolatek, które w każdej chwili mogę się na nich rzucić.
- Chłopaki. - szturchnął Liam`a Niall. 
- Co? 
- Może lepiej wyjdziemy, te dziewczyny się dziwnie na mnie patrzą. 
Wszyscy spojrzeli w tym samym kierunku. Stała tam grupka dziesięciu dziewczyn,  które najprawdopodobniej chciały rzucić się na swoich idoli.
- Nie. - zaprotestował Lou. - Liam, Niall idźcie do nich. Pogadajcie czy coś, my we trójkę idziemy szukać Meg. 
Rozeszli się. Malik od razu pokierował się do baru z zamiarem porozmawiania z barmanem.
- Cześć. - zaczął. - widziałeś może niedawno tu taką młodą dziewczynę, wygląda na 20 lat. Miała na sobie taki niebieski żakiecik, mówi ci to coś?
Przez chwilę chłopak za ladą się zastanawiał i przytaknął. Powiedział także, że wyszła na zewnątrz, przed tylne drzwi. Zayn szybko podziękował i z dobrymi wiadomościami poszedł w kierunku Larry`ego, którzy właśnie obserwowali bawiących się ludzi. 
- Louis, ona jest na tyłach. Słyszysz?! Jest na tyłach! 
Długo nie trzeba było mu powtarzać, wyleciał stamtąd jak oparzony ciągnąc za sobą zdezorientowanego Harry`ego. Zayn zgarnął po drodze jeszcze Liam`a i Niall`a otoczonych wiązanką dziewczyn. Lou otworzył zamaszyście drzwi przy okazji kogoś nimi uderzając, ale tym się teraz nie przejmował. Musiał być teraz przy Meg, przyjaciółka go potrzebowała. Chłopcy szybko do niego dołączyli. Razem kierowali się w stronę zaułka, w którym miała się znajdować. To co zobaczyli, zmroziło im krew w żyłach. Louis podbiegł do miejsca, w którym stała zapłakana Meg i ...

__________
taki tam o. wiem, że nie nic ostatnio nie dodawałam i bardzo bardzoo bardzooo was przepraszam, ale nie miałam czasu. ; < 
mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodoba i czekam na pewną liczę komentarzy kochani. ;*