poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Informacja.

Cześć.
Chciałam was poinformować o czymś i od razu przeprosić.
Więc : zawieszam bloga do miesiąca października. Teraz mam dość skomplikowane życie prywatne, więc nie za bardzo mam jak skupić się na pisaniu. Obiecuję, że przez ten miesiąc postaram się coś napisać, a później to wszystko ocenicie WY. Mam też nadzieję, że nie zostawicie mnie tu na pastwę NIKOGO. Chciałabym też podziękować wam, że jednak ktoś to czyta. Miłe uczucie jak wchodzi się na swojego bloga i widzi się liczę wyświetleń czy chociażby nowy komentarz.
Takimi słowami żegnam się z wami na cały wrzesień. 
DO ZOBACZENIA! xx.

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 25.

W chwili gdy Dominica chciała zapukać do drzwi, domu przed którym stali, owe drzwi się otworzyły.
- Dominica, w końcu. - w wejściu do domu stała dość tęga kobieta o niezbyt miłym wyrazie twarzy. Harry`emu jakoś się to nie spodobało. Miał wrażenie, że zarówno ona nie lubi Dominici tak samo jak Dominica jej. - Wchodźcie. - wpuściła ich do środka, a sama poszła w głąb domu marudząc coś pod nosem.
- Harry, błagam cię, nie mów czegoś co może pogorszyć to co jest teraz. - dziewczyna uważnie patrzyła na Styles`a.
- Mam bardzo ciekawe stosunki ze swoją rodziną. - powiedział rozpinając marynarkę i łapiąc inaczej misia.
- Nie wnikaj. - zgarnęła mu loki z czoła. - Chodźmy.
Weszli dalej. Harry dość dobrze obejrzał wnętrze domu. Było cholernie bogate, a właściciele pewnie okażą się szowinistycznymi świniami. Uśmiechnął się do swoim myśli, a następnie przywitał się ze zgromadzonymi miłym ' Dobry wieczór '. Dominica natomiast wyściskała pierwsze kilka osób z brzegu, aż w końcu podeszła do małej, uroczej dziewczynki, która jak domyślił się Harry była chrześniaczką jego ukochanej.
- Słonko. - Dominica schyliła się nad dzieckiem.
- Ciociu. - malutka złapała w małe rączki twarz Dominici i ucałowała jej policzek. - Stęskniłam się. - powiedziała, a następnie się przytuliła do niej.
- Alice, ja za tobą też. - wzięła dziewczynkę na ręce i podeszła z nią do Harry`ego, który trzymał oba prezenty.
- Kto to jest? - mała przytuliła się bardziej do Dominici, kiedy stanęły już obok Styles`a.
- Alice, to jest mój przyjaciel Harry. Harry to jest moja urocza Alice.
- Miło mi poznać taką śliczną dziewczynkę. - Harry wyciągnął ręce w jej stronę, zaraz po tym jak postawił na szafce obok prezenty. - Pójdziesz na chwilę do mnie? - Alice teraz już bez żadnych problemów przeniosła się na ręce Harry`ego.
- Jesteś chłopakiem cioci Dominici, Harry? - mała jak na te kilka lat była na prawdę ciekawa wszystkiego i pojętna.
- Chciałbym, wiesz? - widząc zdziwioną minę Dominici posłał jej cudowny uśmiech i pogłaskał Alice po główce.

- Naprawdę. - Louis cały czas stawiał na swoim. Megan nadal nie wierzyła swojemu chłopakowi.
- Louis, błagam cię. Nie wierzę, że ta dziewczyna, która mijała nas w parku była tylko twoją koleżanką.
- Ale była. - uwiesił się nad swoją dziewczyną, w pewnym sensie blokując jej wszystkie ruchy. Leżeli już w łóżku, gdyż było już dobrze po 23. - Może tego tak sama z siebie nie chciała, ale była. Przecież sama wiesz, że taki chłopak jak ja nie chodzi tak po prostu ulicą i to sam.
- Kochanie. - Megan położyła mu dłoń na lekko zarośniętym policzku i pogładziła go kciukiem. - Jesteś tak strasznie skromy, ale wiesz...
- Co mam wiedzieć? - jego brwi uniosły się w dość śmieszny sposób.
- Że taki chłopak jak ty, przychodzi bardzo często do kwiaciarni. Tylko, że najczęściej po to, by ...
- By zobaczyć naprawdę śliczną panią, która tam pracuje i udając nie zwracała uwagi na dupka, który tam przychodził, może nawet za często.
Louis schylił się i ucałował ją w czoło.
- Kocham Cię, Loui. - wyszeptała i delikatnie połączyła ich spragnione usta w pocałunku pełnym czułości i tej prawdziwej miłości.

Harry Styles wraz z panną Dominicą nadal byli na urodzinach małej Alice. Siedzieli na kanapie z dziewczyną na kolanach i patrząc na nich z boku, można by było rzecz, że są na prawdę uroczą rodzinką. Gdyby jeszcze tak było, to...
Hazzą objął Dominicę ramieniem by było im obojgu wygodniej siedzieć, a Alice sama wdrapała się na kolana Styles`a by mieć widok na wszystkich. Siedzieli i rozmawiali spokojnie, co chwilę śmiejąc się z komentarza dziewczynki, dopóki nie wyrosła przed nimi najoschlejsza kobieta jaką Harry znał. A trzeba przyznać, że miał styczność z dużą ilością osób tej płci.
- Dominica, ciocia Barbara chciała byś przedstawiła jej swojego towarzysza. Mówi, że między wami coś istnieje, a ona lubi poznawać rodzinę wcześniej. Co ogólnie jest kompletną bzdurą, bo jakże, pan przystojny mógłby być z tobą, Złotko.
- Oh, jak ja nienawidzę tej Flądry. - Dominica wymamrotała do ucha Harry`emu i razem zadowoleni, a przynajmniej na prawdę dobrze udając zadowolenie podeszli do cioci Barbary.
- Dominica, Słonko. - ciocia jak zwykle wylewnie przywitała się z nią już kolejny raz tego wieczoru. - Chciałabym porozmawiać z wami. - ciocia Barbara uchodziła za najmilszą i wprawdzie najstarszą kobietę w rodzinie, a takiej to się rozmowy nie odmawiało.
- Oczywiście, ciociu. - całą trójkę usiedli na fotelach w pokoju obok salonu. Wszyscy mieli jak ciszę i szansę na skupienie się i odpowiedzenie tak jak ciocia lubiła najbardziej. Precyzyjnie i szczerze. Na samym początku zaczęła wypytywać się co się u nich dzieje. Jak praca. Jak życie poza zawodowym. Gdy weszła na temat odnoście tylko nich, Harry tak po prostu zaczął się stresować. Sam dokładnie nie wiedział czym. Jego dłoń, która do tej pory spoczywał na jednej z rączek fotela, teraz zawędrowała, miał nadzieję, że niezauważalnie na kolano swojej ' koleżanki '.
- Więc, powiedzcie mi teraz : kim jest dla ciebie Harry, Dominico?
Dominicę zmroziło, a Harry jeszcze bardziej się zestresował.
- Mogę ja? - Styles gdy tylko otrzymał pozwolenie w geście, od razu zajął się wypowiedzią. - Wszyscy myślą, że jesteśmy przyjaciółmi i chyba tak by było dla Dominici lepiej. Przecież, nie każda tak inteligenta i piękna dziewczyna skazuje się na znajomość z taką młodą, rozkojarzoną ofermą. I nie tylko chodzi mi o wiek, o różnicę wieku pomiędzy nami, która osobiście rzecz biorąc mi nie przeszkadza, ale o to, że jestem dość stukniętym osiemnastolatkiem, który chyba jeszcze nie wie czego chce od życia. - znów dotknął kolana Dominici. - No prócz jednego. Chcę by choć pani, z dzisiejszego grona tu zebranych wiedziała, że kocham Dominicę i nie zamierzam przestać, gdyż łamię bezsensowne stereotypy. Jedyne co mi się w tym nie podoba, to, to, że moja ukochana będzie się ze mną męczyć.
Harry zakończył swój wywód, a ciocia Barbara wraz z zdębiałą Dominicą były na tyle zaskoczone, że oprócz szczerego uśmiechu i całusa w tym przypadku od Dominic nie zrobiły nic. Harry był z tego zadowolony, aczkolwiek zły na to, że nie powiedział tego przy wszystkich. Miał także nadzieję, że droga powrotna będzie, taka jaką sobie ułożył w głowie. Każdy szczegół ma być taki jaki chce, bo inaczej nie będzie zamierzonego efektu, a wszystkie starania diabli wezmą.

Blondyn kolejny już raz w ciągu tego wieczoru wleciał go kuchni po to by wynieść z niej kolejną paczkę kolorowych żelek. Skąd ich tam tyle? Byli dzisiaj razem z Patricią na zakupach. Wyciągnął ją z domu prawie, że siłą. Na początku opierała się, że jak on pójdzie, to ona się wyniesie z domu, by nie przeszkadzać w jakikolwiek sposób. Niall przestraszony taką wizją wyciągnął ją na te spożywcze zakupy, by przypadkiem nie zniknęła mu z domu. Teraz siedzieli w przestronnym salonie, w którym było zagaszone światło, tak samo jak w innych częściach domu, a świeciła się tylko jedna lampa, która blado oświetlała pomieszczenia. Dodatkowe światło dawał grający telewizor, który teraz oglądali pochłaniając kolejne słodkości znajdujące się w domu. Największą ochotę mieli na kolorowe żelki. W szczególności Patrici przypadły one do gustu. Niall`a aktualnie cieszyło jej zakochanie. Była naturalna aczkolwiek dla niego idealna. 


Dominica z Harry`m wracali samochodem do domu dziewczyny. Harry miał już ułożony cały plan w głowie. Widział w wyobraźni każdy minimalny szczegół tego co będzie robił. Tylko nie mógł za cholerę przewidzieć reakcji dziewczyny, na której mu tak bardzo zależy. W połowie drogi do domu, gdy przejeżdżali obok sporego parku, kierowca, którym oczywiście był Harry zjechała na parking tuż przy wejściu do porośniętego trawą terenu.
- Dlaczego stanąłeś? - Dominica była zaskoczona, dlaczego akurat teraz się zatrzymał. Drogi do domu zostało prawie tyle co nic. Na nogach by doszła w piętnaście minut, więc o co mu chodzi.
- Chciałbym się z tobą przejść. - powiedział wysiadając z samochodu. - Nie wysiadasz? - podszedł do drzwi pasażera i je otworzył. Dominica wyszła już sama i stanęła przed bardzo uśmiechnięty Hazzą.
- Powiesz mi dlaczego zachciało ci się teraz spacerować? - szli pustymi i dość ciemnymi alejkami. Mijali ławki a na żadnej nie usiedli. Minęli plac i do niego nie podeszli. Chciał tak po porostu pochodzić?
- Musimy chyba porozmawiać. - tak nagle stał się tak poważny. Stanął przed nią trzymając jej dłonie w swoich ciepłych rękach. - Poważnie, Dominica. 
- Zaczynam się ciebie bać, Harry, naprawdę. 
- Spokojnie, ale obiecaj mi, że wysłuchasz mnie do końca, a na koniec odpowiesz mi szczerze. 
- Więc słucham. - ścisnęła jego dłonie i czekała aż coś powie.
- Dominica. - zaczął lekko się denerwując. Tak samo jak przy rozmowie z ciocią Dominici. - To wszystko co usłyszała dziś twoja ciocia ode mnie jest prawdą. Jest tak prawdziwe, że czasami aż dziwię się, że tak bardzo zawróciłaś mi w głowie. - zaśmiał się ze zdenerwowania. - Jesteś dziewczyną, ups, jesteś kobietą, która jeszcze nigdy w życiu nie miała tak bardzo szczególnego miejsca w moim sercu jak ty. Jesteś osobą, której mogę zaufać bez warunkowo i nawet gdy nie wiesz jak mi pomóc, jesteś przy mnie, ze mną i dla mnie. A co najważniejsze traktujesz mnie poważnie. Przynajmniej tak mi się wydaje. - zawstydził się. - Chciałbym bez żadnych problemów podejść do ciebie przy świadkach i tak bez żadnego powodu, tak po prostu z potrzeby dotknięcia cię, przytulić się do ciebie czy ucałować twoje wargi. Jesteś kimś dla kogo chciałbym wracać z pracy i wiedzieć, że jesteś, że czekasz na mnie. Brzmi to na tyle dorośle, że sam się dziwię własnym słowom. - jedną z rąk przeczesał swoja roztrzepane loki - Czy jest możliwość taka, że uszczęśliwisz mnie teraz na tyle bym mógł co najmniej latać nad ziemią i zostaniesz moją kobietą?
Dominica stała z miną nie do odgadnięcia. Puściła jego dłonie i ułożyła je na jego twarzy, lekko ładząc kciukiem policzek. 
 - To zależy, Harry. - uśmiechnęła się delikatnie. - To wszytko zależy, od kilku rzeczy. 
 - O czego? - bał się, bardzo się bał, że tak po prostu powie mu, że ma wracać do domu, bo jedną z tych rzeczy jest to, że nigdy nie będzie na tyle poważny by dorównać takiej kobiecie jak ona.

______________
co sądzicie? 
mam nadzieję, że tym razem uzyskam od was więcej opinii na temat rozdziału. ;) 
gadu : 11744685. 
Xxx.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 24.

Ile uczuć, mieszanych emocji może wywołać w człowieku prawie, że nieznana mu dziewczyna? Cholernie dużo. I o tym przekonał się dzisiejszej nocy Niall.
Wzdrygnął się kiedy duży zegar wiszący w kuchni wybił godzinę drugą w nocy. Siedział w tej samej pozycji od ponad półtora godziny. Patricia położyła się w pokoju Meg tuż przed północą mówiąc mu wcześniej ciche dobranoc. On od tego czasu siedział przy stole i zastanawiał się nad tym wszystkim co dziś od niej usłyszał. Analizował każde jej słowo, każde epitet wypowiedziany w kierunku jej byłego narzeczonego. W każdym słowie można było usłyszeć ból, ale także odrobinę uczucia, tego mocnego uczucia, którym z pewnością nadal go darzyła. Przecież miłość, nie znika od tak, kiedy tylko sobie tego zażyczymy. Wstał raptownie z krzesła, nie mogąc już tak dłużej siedzieć. Buzowały w nim niektóre uczucia, w taki sposób, że musiał się teraz w jakikolwiek sposób wyładować. Jednak zrezygnował z tego przypominając sobie, że na piętrze znajduje się siostra Megan. Uspokoił się na tyle emocjonalnie, że powoli wszedł po schodach na piętro, a następie po cichu wślizgnął się do pokoju, w którym znajdowała się Patricia. Przysiadł na brzegu miękkiego materaca znajdującego się na łóżku, który pod ciężarem jego ciała ugiął się lekko. Dziewczyna poruszyła się delikatnie. Włosy z jej czoła zleciały na zamknięte oczy. Niall patrząc tak na to, miał ochotę wstać i po prostu ją do siebie przytulić. Sam się dziwił jakie uczucia w nim teraz wywołała. Pierwszy raz się tak czuł. W ostateczności ujął jej włosy opadające na bladą twarz i zgarnął na jedną stronę. Patricia zmarszczyła uroczo nos, a po ciele blondyna przebiegła gigantyczna fala ciepła.

Ta noc dla Zayn`a także była długa. Czemu? Zaraz po tym jak oboje z Perrie obejrzeli film udali się to sypialni. Zayn do swojej, a blondynka do jednej z jego kolegów z zespołu. Przez pół nocy leżał na łóżku tępo patrząc się w sufit, który wtedy był na prawdę cholernie ciekawy. Tej nocy, miał tak wielką ochotę na przytulnie się do swojej uroczej przyjaciółki, lecz po prostu stchórzył. Czego się bał? Jasna cholera wie. Tuż nad ranem wyszedł ze swojego pokoju już ubrany i opuścił dom. Perrie nadal spała i spać będzie jeszcze trochę.Szedł szybko uliczką, która prowadziła go prosto do ich ulubionej piekarni. Ich. Jego i jej. Wszedł do środka po to, po co przyszedł i czym prędzej wrócił do domu. Nie chciał być zauważony. Chciał spędzać czas z Perrie. Tylko z Perrie. Teraz, gdy przyjechała wszystko tak jakby mu uświadomiła. Za co dziękował jej za każdym razem w myślach. Teraz tylko on musi dobrze wszystko wykorzystać, a tym bardziej się we wszystkim utwierdzić. Musi być tego pewien. 

Danielle przekręciła się na drugi bok. Nadal leżała nie ubrana w łóżku, tuż obok swojego chłopaka. Otworzyła oczy kierując wzrok ku górze by spojrzeć na Liam`a. Widząc, że się obudziła uśmiechnął się do niej promiennie i ucałował czule w czoło. Dan westchnęła cicho czując na swoim ciele jego usta. Natomiast z ust chłopaka wydobył się cichy chichot.
- Co się tak bawi? - spytała kładąc głowę skierowaną w jego stroną, na jego nagiej klatce piersiowej. Machnął tylko głową, na znak, że to nic takiego i przejechał dłonią po jej odkrytym ramieniu.
- Jesteś piękna. - powiedział, kładąc tą samą dłoń na jej policzku i gładząc go kciukiem.
- Li.- mruknęła czując, że zaraz zacznie się rumienić. Niby powinna być przyzwyczajona od słuchana komplementów wypowiedzianych przez niego, ale jednak nadal się rumieniła po takich stwierdzeniach.
- Jesteś piękna i cała moja. - dodał, nadał trzymając dłoń na jej twarzy, tylko tym razem jego palec skierował się do jej idealnych ust. - Kocham Cię. - wypowiedział to z taką czułością jak nigdy wcześniej i musnął z gorącym uczuciem jej rozchylone wargi swoimi ciepłymi pełnymi ustami.

Louis z Meg już od samego rana byli osaczeni przez siostry Tomlinson`a. Megan nie miała żadnych przeciwwskazań do tego, by dziewczynki z nimi siedziały. Polubiła te maluchy. Louis natomiast chciał czasami spędzić czas sam na sam ze swoją dziewczyną, lecz niestety to nie było im dane. Jego siostry były przy nich cały czas. Obecnie szli na plac zabaw całą szóstką, gdyż mama Loui`ego miała coś do załatwienia w mieście.
- Lou, weźmiesz mnie na barana? - spytała Fizzy ciągnąc za nogawkę swoje brata.
- Wskakuj mała. - powiedział kucając tak, by mogła spokojnie wspiąć się na jego ramiona.
Do parku doszli w przeciągu dziesięciu minut drogi. Dziewczynki pobiegły się bawić, a zakochana para usiadła na pobliskiej ławce, by obserwować rodzeństwo Tommo.
- Masz urocze rodzeństwo. - Meg z uśmiechem patrzyła na bawiące się cztery ukochane siostrzyczki Louis`a.
- Wiem, ale czasami mogłyby być urocze gdzieś indziej niż tam gdzie jesteśmy my. - powiedział łapiąc rękę swojej dziewczyny w swoją.
- Stęskniły się za tobą. Daj im się tobą nacieszyć, a później pozwolisz na to mi. - położyła swoją dłoń na jego przyjemnie zarośniętym policzku.
- Okej, ale pod jednym warunkiem. - jej dłoń przeniósł w stronę swoich ust. - Pod warunkiem, że teraz mnie pocałujesz, tak jak ostatnio.
Zaśmiała się cicho i cmoknęła go szybko w nastawione już usta.
- Co to miało być? - oburzył się przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej, przy okazji kładąc jej dłonie na pasie.
- Buzi, bo twoje siostry patrzą. - wskazała na śledzącą ich wzrokiem Phoebe.
- Eh. - westchnął głośno. - Tylko nie myśl, że to odpuszczamy. Wieczorem wszystko się dokończy i nie ma, że nie.

Dominica od samego rana latała po mieszkaniu, by się wyszykować a tym bardziej wziąć ze sobą wszystko.
- Harry, mamy wszystko? - spytała wsiadając do samochodu na miejscu pasażera. Harry uparł się, że on pojedzie.
- Wszystko. Prezent dla małej leży na tylnym siedzeniu, a reszta jest w bagażniku. Nawet jest tam ten prawie, że zdechły kwiatek dla twojej ciotki. - powiedział gładząc delikatnie jej odkryte kolano. Dominica miała na sobie białą sukienkę, na której widniały delikatne czarne wzroki. Na stopach spoczywały wysokie, czarne szpilki. Chłopak ubrany był dość normalnie, a jednak nie. Jak zwykle ciemne rurki z niskim krokiem, jasna koszulka, w tym przypadku biała, na krótki rękaw i na to dość elegancka granatowa marynarka.
- Tylko proszę cię, nie palnij niczego głupiego. - Dominica pokręciła głową patrząc na Harry`ego. - Oni zawsze będą wykorzystywać twoje słabe punkty i wpadki.
- Oh, spokojnie. - kolejny raz jego dłoń spoczęła na kolanie dziewczyny. - Najwyżej będą o mnie gadać. - pocałował ją jeszcze w policzek i ruszył ku domowi, w którym jest prawie połowa rodziny Dominici i w którym mają odbyć się urodziny jej chrześniaczki.
Po półgodzinnej jeździe samochodem, zatrzymali się pod naprawdę okazałym domem. Wysiedli spokojnie i wyciągnęli z tylnego siedzenia prezent. Dominica wzięła tą małą torebeczkę, w której znajdowała się ta idealna sukieneczka dla dziewczynki. Harry natomiast taszczył przed sobą gigantycznego misia. Zaraz po przekroczeniu progu miały zacząć się normalne urodziny dziewczynki. Nikt nie przewidział, że może dojść do takich wyznań.

______________________
w końcu coś napisałam. i tak, wiem, że skaczę od pary do pary ale to tylko przejściowe. 
wybaczcie jeśli was to drażni. 
w każdym razie zapraszam także na moje drugie opowiadanie: http://babyiamaddictedtoyou11.blogspot.com/
czekam na opinię Kotenieńki i do następnego Xx.